Jaka jest cena popularności? Jak połączyć pracę nad blogiem z życiem rodzinnym? Między innymi o tym rozmawiamy z Michałem Szafrańskim – autorem książki “Finansowy Ninja”, oraz najpopularniejszego w Polsce bloga finansowego: JakOszczedzacPieniadze.pl.
Przed wami trzecia część rozmowy z Michałem Szafrańskim. Jeżeli jeszcze nie widzieliście poprzednich, to zachęcam do nadrobienia zaległości.
W tej części poruszamy m.in. takie tematy jak:
- Jak Michał łączy życie rodzinne z pracą?
- Jaka jest druga, nieco ciemniejsza strona popularności?
- Jaka była najwyższa propozycja za współpracę, którą proponowano Michałowi,a którą odrzucił (i dlaczego)?
- W co Michał inwestuje nadwyżki wypracowane przez firmę?
- Ponadto poruszamy także temat współpracy z organizacjami dobroczynnymi
Wiadomość z ostatniej chwili
Wczoraj na swoim blogu Michał ujawnił wyniki sprzedaży książki za pierwszy miesiąc. Tak to wygląda w cyfrach:
- 4929 transakcji
- 5003 sprzedane egzemplarze książki, w tym 4885 książek papierowych oraz 118 ebooków “luzem”. Uwzględniając ebooki oferowane w pakietach razem z książką całkowita liczba sprzedanych ebooków to 1822 sztuki.
- 437 473,20 zł całkowitego przychodu ze sprzedaży
Tak, dobrze widzicie. Prawie pół miliona złotych przychodu 🙂 Szczegółowe wyliczenia tutaj.
A teraz zapraszam do oglądania lub czytania 🙂
Osoby, które zdecydują się na inwestycję w książkę Michała mamy super niespodziankę! Szczegóły znajdziecie w ramce pod nagraniem.
Wykonanie i montaż: http://MaciejSobol.pl
NIESPODZIANKA!
Moi Drodzy,
Miałem przyjemność zapoznać się z książką “Finansowy Ninja” i z ręką na sercu mówię wam, że dawno nie czytałem czegoś tak dobrego. Książka jest obszerna, ale jak sobie policzyłem, to zastosowanie (choćby częściowe) wskazówek w niej zawartych może wam w życiu zaoszczędzić od kilkudziesięciu do nawet kilkuset tysięcy złotych. Zatem zwrot z inwestycji jest gigantyczny.
Michał przygotował ofertę w trzech wersjach. W wersji pierwszej jest sama książka, w wersji drugiej i trzeciej dokłada m.in. ebooki, streszczenie w formie komiksowej, oraz kurs “Budżet domowy w tydzień”.
Jeżeli zdecydujecie się na opcję drugą lub trzecią, to dostaniecie także ode mnie dwa prezenty:
Prezent 1: Nagranie ze szkolenia “Extreme Productivity“. Ponad 8 godzin wiedzy na temat produktywności i efektywności osobistej. To na tym szkoleniu poznałem się z Michałem osobiście 🙂
Prezent 2: Zapis z wykładu: „Jak za pomocą bloga zbudować biznes skazany na sukces?”. Wykład o tym jak podejść strategicznie do blogowania? Co zrobić, żeby zawsze mieć pomysły na nowe wpisy? Jaka jest różnica między tym, czego czytelnicy chcą, a tym, czego potrzebują i jak im to dostarczyć?
To nagranie jeszcze nigdzie nie było publikowane, ani nie jest dostępne w sprzedaży.
Co trzeba zrobić, żeby dostać prezenty?
1. Wchodzisz na stronę: finansowyninja.pl
2. Klikasz “zamów”
3. Wybierasz wersję “PAKIET” za 99,90zł lub “PAKIET + KURS” za 199,90zł.
4. Klikasz: “Dodaj komentarz do zamówienia”
5. W polu na notatki podajesz hasło: LICZYSIEWYNIK
6. Odbierasz maila i możesz oglądać moje materiały, bo na książkę jeszcze trochę trzeba poczekać 😉
To wszystko 🙂 Wiadomość z linkami i hasłami do bonusów powinna przyjść automatycznie.
WAŻNE!
Jeżeli ktoś z was już kupił pakiety kwalifikujące się do promocji (czyli te za 99,90 zł lub za 199,90 zł), to napiszcie na sklep@jakoszczedzacpieniadze.pl podając numer zamówienia (odszukaj proszę) i załoga Michała dośle bonusy.
Wersja tekstowa rozmowy
Bartek Popiel: Przyjechaliśmy nakręcić z Tobą tą rozmowę do Istebnej, do której przyjeżdżasz już długo. Od ładnych paru lat.
W mailu napisałeś mi tak: spotkajmy się w Istebnej. Jeżdżę tam od 10 lat.
I teraz moje pytanie: jako bloger nie kryłeś się ze swoimi finansami. Jesteś transparentny. Ludzie widzieli, jakie są Twoje przychody, koszty. Pokazywałeś również swoje koszty życia. Nie masz takiej pokusy wyjechać w świat?
Czy dzieci Ci nie podszeptują: tato, znowu ta Istebna? Zabierz nas na Majorkę!
Michał Szafrański: Wiedziałem, że zadasz to pytanie. Przesłałeś mi je wcześniej, więc miałem okazję, żeby skonsultować się wcześniej z Gabi, skonsultowałem się z dziećmi. I powiem Ci tak.
Najpierw z mojej perspektywy – ja lubię jeździć tam, gdzie się dobrze czuję. Akurat tu się dobrze czuję, więc jeżdżę. To jest najprostsza odpowiedź, jaka jest.
B.P: A nie masz takiego poczucia, że świat jest taki ogromny, tyle rzeczy można zobaczyć…?
M.Sz: Ja mam kilka takich rzeczy, które mnie skutecznie blokują przed podróżowaniem.
Pierwsza rzecz – nienawidzę latać samolotami. Autentycznie się boję. I dla mnie właściwy dystans to jest Europa – czyli wsiadamy w samochód i jedziemy na południe Francji. To nie jest problem. Gdzie mogę dojechać samochodem, tam dojeżdżam. Transkontynentalnie praktycznie nie latam w ogóle od – powiedzmy – piętnastu lat. Gdzieś tam to kompletnie wyciąłem. Chyba w 2006 roku ostatni raz byłem w Kanadzie i to był koniec. Czyli 10 lat temu i tyle.
Nie mamy – mówię też w imieniu Gabi – takiej duszy podróżników: że będziemy jeździć po świecie, zaliczać nowe miejsca. Lubimy gdzieś pojechać, gdzie jest fajnie, zielono, dobrze się tam czujemy. Można to bardzo dobrze robić w Polsce, nie trzeba jechać gdzieś tam daleko.
W Polsce – uczciwie mówiąc – dla mnie istotna jest jakość. Czasami mam wrażenie, że ja przepłacam za jakość w Polsce, bo jakość jest relatywnie niska. Za te same pieniądze mogę pojechać gdzieś tam za granicę, no ewentualnie koszt dojazdu jest inny.
Bardzo lubię południową Francję, tam bywamy i w zasadzie tyle. Od czasu do czasu gdzieś się tam wybierzemy. Za chwilę, w przyszłym tygodniu, lecimy do Londynu. To nie jest tak, że my nie podróżujemy. Podróżujemy, ale bez przesady.
Na pewno nie lubimy – i to jest nasze wspólne zdanie – podróży z miasta do miasta. My żyjemy w mieście na co dzień i jak wyjeżdżamy i chcemy odpocząć, to wyjeżdżamy gdzieś tam…
B.P: Gdzie chillout, hamak, ptaszki…
M.Sz: Ale z drugiej strony ja też nie jestem człowiekiem, którego kręcą agroturystyka i te sprawy. Raczej wolę poleżeć i mieć po prostu dobre warunki wokół siebie. Tu jest akurat fajny dom. Fajny ogród, pięć tysięcy metrów, ładnie zarośnięty i po prostu dobrze się tu czujemy. Pierwszy raz przyjechaliśmy tutaj na dziesiątą rocznicę ślubu 10 lat temu, więc jakby ciągle tu wracamy.
Dzieciaki lubią to, co lubią dzieciaki. Czyli lubią jakieś parki rozrywki i tak dalej, zaliczamy takie miejsca. To nie jest tak, że nie. Tylko, że jakby nie mamy jakichś takich super potrzeb.
B.P: Czyli już ustaliliśmy, że bardziej jesteście domatorami.
M.Sz: Zdecydowanie. Oj, zdecydowanie.
B.P: Powiedz mi, jak łączysz firmę z życiem rodzinnym? Bo jednak, będąc tutaj, odpalałeś sprzedaż książki.
M.Sz: Tak…
B.P: Uderzyłem w czuły punkt trochę?
M.Sz: Tak… Chociaż ja też się z tym nie kryję i dużo mówię o tym w swoich podcastach. Ja jestem pracoholik i moja rodzina ma ze mną ciężko, ale ja mam też ciężko ze sobą w tym kontekście.
Ja ewidentnie przeginam w kierunku pracy i to też jest rzecz, zaraz po książce, która w tej chwili jest dla mnie najważniejszym obszarem dla mnie do zmiany. I to jest zawsze taka sinusoida.
W ogóle istnieje pewna fajna teoria, która do mnie bardzo przemawia. Otóż, według niej, nie ma czegoś takiego, jak równowaga w życiu: równowaga między życiem zawodowym a prywatnym. Nie ma czegoś takiego. Jest tylko sinusoida.
Ktoś powiedział, że jakby największy rozwój zawsze przytrafia się, jeżeli amplituda tej sinusoidy jest dosyć duża. Czyli największy rozwój życia zawodowego, kariery zawodowej przypada na chwilę, kiedy przegniesz w kierunku pracy zawodowej. Ale za chwilę musisz to zrekompensować.
Czyli kiedy przegniesz w jedną stronę, to musisz to sobie odbić w drugą stronę.
B.P: Tak, to odbije się na zdrowiu i tak dalej…
M.Sz: Tak, wtedy musisz pójść w kierunku zdrowia, rodziny i tak dalej. Bo jeżeli tego nie zrobisz, to wszystko się rozsypie.
I teraz co? Szukanie tej równowagi w życiu to jest taka sinusoida. I teraz przegniesz w kierunku rodziny i zadbania o swoje zdrowie i tak dalej. Czyli szukam. Szukam tego i bardzo chcę, żeby wyglądało to inaczej, ale absolutnie nie jestem z tego na tę chwilę zadowolony.
I jakbyś zapytał, czy uważam, że wszystko jest w porządku, to na pewno nie powiem, że tak, że wszystko jest w porządku. Ja ewidentnie przeginam w kierunku pracy. To jest coś do zmiany.
I też tak jest, że warto o tym mówić.
B.P: To jest cena, którą się płaci.
M.Sz: Tak jest.
Niektórym się wydaje, patrząc z boku na takiego Szafrańskiego, że ma same sukcesy i tak dalej, słowem wszystko ma, istny bajkowy świat. Tak nie jest. I ja nie wstydzę się o tym mówić. Wszystko dzieje się zawsze jakimś kosztem.
Przedsiębiorcy prowadzący swoje biznesy w pojedynkę w internecie, to oni – według ludzi, którzy patrzą na nich z boku – mają takie świetlane życie. Mogą spędzać czas z rodziną, z dziećmi w każdym momencie.
Owszem, ta elastyczność jest. Ale pytanie, jak wygląda to w praktyce.
U mnie w praktyce wygląda to inaczej. I to jest problem. Bo teoretycznie jestem w domu, pracuję w domu, cały czas jesteśmy jakby w odległości kilku metrów od siebie, a jednocześnie nie ma mnie. Bo jestem myślami zupełnie gdzie indziej.
B.P: Ale pomagasz jeszcze dzieciom w lekcjach? Czy już nie?
M.Sz: Oj, dobra… nie rozwijajmy już tego wątku. One są już dosyć samodzielne 😉
B.P: Ale o jeszcze jedną rzecz muszę zapytać. Powiedz mi, jaka była reakcja dzieci, żony na to, że tata jest w Dzień Dobry TVN, Pytanie na Śniadanie, Konferencje, Scena i tak dalej…? U Ciebie potoczyło się to bardzo szybko!
Nie ukrywajmy, że Ty (Ty jako Ty) musiałeś się trochę odsłonić. Natomiast bardzo dbasz o prywatność swojej rodziny. W internecie jest tylko jedno zdjęcie. Znad morza. Wszyscy macie na nich bandamki na twarzy i to jest tyle…
M.Sz: Tak. Tak jest. Ja nie chcę być celebrytą ani nie chcę być osobą, która jest znana z tego, że jest znana. Z drugiej strony dobrze wiem, że jakaś twarz musi być przypięta do tych treści, które tworzę. Nie jestem w stanie uniknąć tego, że będę rozpoznawalny.
Natomiast gruba kreska pomiędzy tym, co jest do pokazania, a tym, co jest totalnie prywatne. Rodzina, wiadomo. Przede wszystkim są zadowoleni. Fajnie, że moja praca w jakiś sposób jest doceniania w zewnętrzny sposób, że wyrazem tego są zaproszenia na jakieś konferencje, wystąpienia.
B.P: Jak dzieci były w przedszkolu, to wiesz, takie chwalenie się… „a wiecie, mój tata był w Dzień Dobry TVN”!
M.Sz: Prawdę mówiąc, dla mnie to trochę zło konieczne. To taki plastikowy świat, który nie jest merytoryką tego, co robię. Coś, co jest dla mnie czystym marketingiem.
Wiadomo, że marketing jest konieczny, ale też nie chcę przeginać w tym kierunku.
Na pewno nie sprzyjają temu, mówiąc o odbiorze rodziny, wyjazdy na konferencje. Takie, gdzie jadę sam – a zazwyczaj jadę sam. To też jest czas, który rodzinie zabieram. Mówiąc zupełnie wprost.
Czyli okej: fajnie, duma, że coś takiego jest, że jestem doceniany, ale znowu… jest oprócz tego ten koszt, który gdzieś tam jest na szali i który już nie jest taki fajny.
B.P: Jeszcze na chwilę wrócimy do tematu finansów. Temat, który na pewno na blogu się nie pojawił. Jaka była Twoja najwyższa propozycja, jaką dostałeś, ale ją odrzuciłeś i dlaczego?
M.Sz: To była całkiem spora. Sześciocyfrowa, z przodu nie było jedynki. Była wyższa cyfra.
B.P: …bardzo ładnie!
M.Sz: …czyli kilkaset tysięcy złotych za współpracę z firmą działającą w branży bukmacherskiej. Zakłady w internecie i tak dalej.
Dawali mi te pieniądze za to, żeby po prostu naganiać im klientów przez bloga. Żeby powiedzieć: o, to fajny sposób na zarabianie pieniędzy, trzeba to robić systematycznie.
Odrzuciłem propozycję z oczywistych względów, ale fajnym było to, że to była propozycja z czasów realizacji cyklu „Elementarz Inwestora” ze Zbyszkiem Papińskim, 2014 rok. My za całoroczną współpracę, gdzie stworzyliśmy pięćdziesiąt wpisów na dwóch blogach, do tego podcasty – naprawdę kawał mięsa i kawał wiedzy – planowaliśmy zarobić około 240 000 zł do podziału na dwóch. Za całoroczny projekt.
A tutaj łatwe pieniądze, które są do wzięcia za 2-3 materiały, które się dobrze wypozycjonują w Internecie.
Są takie pokusy. To też trzeba powiedzieć, że takie pokusy się zdarzają. Zdecydowanie większość propozycji, które otrzymuję, po prostu odrzucam. Dlatego, że dzisiaj realizują swoje własne projekty przede wszystkim.
B.P: Masz ten komfort 😉
M.Sz: Jest nawet tak, że realizując swoje projekty, to JA wychodzę z pomysłami do marek. Okej, taka marka i taka firma by pasowała do tego projektu, w związku z tym zaproponuję im to, żeby się po prostu przykleiły. W moim formacie. W mojej koncepcji tego, jak ta współpraca powinna wyglądać.
To jest ten model preferowany przeze mnie, ale wiadomo, że w drugą stronę są też czynione wysiłki. Jak najwięcej firm chce się ogrzać w tym blasku. Ja to doskonale rozumiem i nie mam nic przeciwko temu, że takie propozycje się pojawiają. Oczywiście grzecznie po prostu odmawiam.
B.P: Michał, firma wypracowuje zyski. Teraz książka. Były projekty, który przyniosły dużo profitów. W co sam inwestujesz nadwyżki wypracowane przez Twoją firmę?
M.Sz: To był chyba 69 odcinek podcastu, w którym mówiłem, jak inwestuję, a zwłaszcza jak inwestuję w roku 2016. I to jest tak, że dla mnie dzisiaj głównym – jak spojrzeć na portfolio tego, gdzie te pieniądze są ulokowane – sposobem inwestowania są nieruchomości.
Ja je traktuję nie tylko, jako sposób inwestowania, ale również jako formę ochrony kapitału. Cokolwiek by ktoś nie mówił, że ceny nieruchomości mogą zjechać i tak dalej, to ja nadal uważam, że nie spadną do zera – co w przypadku innych form inwestowania nie jest takie pewne.
Wiadomo, że też staram się dywersyfikować i pieniądze są w różnych miejscach, ale odsyłam do 69. Odcinka podcastu, bo tam bardzo szczegółowo to omówiłem. Podzieliłem się także swoimi obawami związanymi z moim procesem inwestowania, więc absolutnie podstawowym priorytetem dla mnie w przypadku inwestowania jest to, żeby inwestowanie nie generowało kosztów samo w sobie.
Czyli na przykład – nie korzystam z żadnych produkcji w stylu komisji inwestycyjnych, bo uważam, że one są zbyt kosztowne. Czyli zbyt wiele pieniędzy zarabia pośrednik, który te produkty oferuje, zamiast mnie.
B.P: Z tym też brutalnie rozprawiasz się na łamach Twojej książki.
M.Sz: Tak, aczkolwiek ja nie jestem aktywnym graczem na rynkach kapitałowych. Po prostu uważam, że zbyt mało tam mam pod swoją kontrolą (a jak mówiłem, lubię mieć wszystko pod kontrolą i uważam, że moją mocną stroną jest to, że ja potrafię różne scenariusze przepracować, zanim one się wydarzą i podjąć dobrze skalkulowane ryzyko).
Pod tym względem nieruchomości bardzo mi się podobają. To taki rynek, gdzie – po pierwsze – można kupić tanio i umiejętności w zakresie negocjacji pomagają i sprzyjają temu, żeby kupować poniżej średnich cen rynkowych. I już przez sam fakt tego ogranicza się ryzyko inwestycji. Jednocześnie można korzystać z dźwigni finansowej, czyli kredytować (w rozsądny sposób).
I teraz znowu, że z jednej strony mówię, że kredyty to niby zło, a z drugiej mówię, żeby się kredytować.
Trzeba rozróżnić kredyty konsumpcyjne, które są przeznaczone na to, żebyśmy spełniali swoje bieżące zachcianki, które dla nas w żaden sposób nie zarabiają, a z drugiej strony mamy kredyty inwestycyjne. I jeśli inwestycja się spina – zarabia więcej, niż kredyt nas kosztuje – no to jak najbardziej ma to sens. Wręcz należy z tego korzystać.
B.P: Czy masz jakiś długofalowy plan odnośnie tego, do jakiego pułapu finansowego chcesz dojść? Takiego, po osiągnięciu którego uznasz „okej, mogę zwijać bloga”?
Chodzi mi też o plany blogowe na przyszłość – bo „Finansowy Ninja” to jest jedna z (planowanej) serii książek. Jakie jeszcze masz plany?
M.Sz: Uczciwie i otwarcie o tym mówię, że mam bardzo nisko ustawioną poprzeczkę. To znaczy, dla wielu osób może wydawać się ona bardzo wysoka, ale mówię ze swojej perspektywy. Ta poprzeczka jest naprawdę bardzo nisko ustawiona, jeśli chodzi o to, ile i na co muszę zarobić.
Ja muszę zarobić 200 000zł rocznie. Zarabiam w tej chwili więcej, więc mam taką świadomość, że im więcej zarobię, tym więcej swojego życia do przodu finansuję.
200 000 zł to jest taki poziom, który pozwala mi spokojnie żyć naszej rodzinie i coś tam jeszcze odkładać, takie elementarne oszczędzanie. Udaje się odkładać więcej w tej chwili, więc jakby założenie jest takie – jeżeli będę miał odłożonych tyle pieniędzy albo jeżeli będę miał takie inwestycje, które zarabiają dla mnie 200 000 zł rocznie bez angażowania i konieczności wykonywania pracy… To znaczy, że w zasadzie jestem emerytem, rentierem, czy jakkolwiek to nazwać.
W każdym razie – osobą, która nie musi pracować, żeby swoje życie miała sfinansowane.
B.P: Wtedy wszystko możesz, nic nie musisz.
M.Sz: Dokładnie. Pracuję nad tym, żeby dojść tam, jak najszybciej.
Czy mam jakieś konkretne cele? Cel jest zdefiniowany na blogu od samego początku: emerytura do pięćdziesiątki. Czy ja przestanę wtedy pracować? Nie sądzę.
B.P: (śmiech)
M.Sz: Ja mam takie projekty, które chcę realizować i które uważam za społecznie ważne. Głównie w obszarze edukacji – nie tylko finansowej, ale ogólnie, edukacji. I fajnie by było stuprocentowo się na nich skupić, nie martwiąc się o to, że za tym muszą stać jakieś pieniądze. Nie muszą.
I to jest ten cel. Robić rzeczy, które uważam za fajne w ogóle nie zastanawiając się nad tym, czy to wygeneruje pieniądze.
B.P: Michał, muszę jeszcze zadać jedno, bardzo ważne pytanie.
Na stronie FinansowyNinja.pl można znaleźć informację, że każda sprzedana książka to jeden posiłek. Jesteś ambasadorem PAH (Polskiej Akcji Humanitarnej). Działasz też przy akcji Pajacyk, poprzez którą są fundowane posiłki dla dzieciaków. Przeznaczałeś też część zarobków z kursu Budżet Domowy w Tydzień na cele charytatywne.
Jak ja sobie patrzę na to, co się dzieje na rynku, to stwierdzam, że zrobiła się nam moda na pomaganie.
M.Sz: Super!
B.P: Z jednej strony super, ale z drugiej… obawiam się czegoś. Wyobraź sobie, że różnego rodzaju marki pod otoczką pomagania zrobią fundację i teraz się dopiero zacznie: „drogi blogerze, czy nie zechciałbyś pomóc nam w robieniu tej jakże społecznie ważnej i potrzebnej akcji….” i zaczną wysuwać argumenty, którymi sam się posługujesz, które ciężko odbić. I zrobi to na przykład firma jogurtowa czy produkująca jakieś akcesoria dla noworodków, która nijak ma się do Twojej linii blogowej.
M.Sz: Uważam, że nie. Nie obawiam się tego.
Pierwsza, najważniejsza rzecz, którą chcę powiedzieć: to nie jest ważne, skąd płyną pieniądze do organizacji dobroczynnej (oczywiście poza nielegalnymi źródłami – typu przestępczość i tak dalej – których nie popieram).
I druga rzecz – naprawdę jest nieważne, jakie motywacje ma osoba, która kupuje np. moje książki i działa w taki czy inny sposób dobroczynnie. Jeżeli nawet są to pobudki czysto egoistyczne w stylu próby zagłuszania swojego sumienia, summa summarum na końcu liczy się to, że przybyło dobra na świecie.
Ja musiałem do tego dojrzeć i to zrozumieć, zastanawiając się, na ile moja pomoc na Pajacyka może być odbierana w taki sposób, że ja się lansuję na tym. Jakby świadomie wybrałem Pajacyka, bo też uważałem, że PAH jako organizacja, która ma bardzo mocną markę – nie tylko w Polsce, ale również międzynarodowo – kompletnie sobie nie radzi w internecie. Tak uważam i mówię to zupełnie wprost. Po prostu sobie nie radzą. Są kompletnie nieprzygotowani. Jest do tego stopnia źle (myślę, że tutaj dużej krzywdy im nie zrobię), że nawet koszulka Pajacyk, w której ja występuję, to koszulka robiona na zamówienie! Czyli nie mogę kupić koszulki z logo Pajacyka w ich sklepie!
To pokazuje bardzo słabą sytuację z marketingowego punktu widzenia. Podobnie jest u wielu innych organizacji dobroczynnych. Jest oczywiście kilka wyjątków – Szlachetna Paczka działa bardzo dobrze, potrafi dobrze się komunikować czy ogólnie działać marketingowo. WOŚP również. Inne organizacji, poza tymi dwoma, uważam, że mają z tym problemy.
Dla mnie wybór PAHu (a właściwie Pajacyka) był wyborem będącym w pewnym sensie zaspokojeniem elementarnej potrzeby człowieka. Bo jak jestem głodny, to nie działam tak dobrze, jak mógłbym działać. Dzieciaki w szkole, które są głodne, zamiast myśleć o nauce, to po prostu wsłuchują się w burczący brzuch. Taka jest prawda.
Dla jasności – w Polsce nie mamy głodujących dzieci. Mamy niedożywione dzieci. Nie ma w Polsce problemu totalnego głodu. Ci, którzy tak twierdzą, w mojej opinii mylą się. Ale to oddzielny wątek.
Czy uważam, że Fundacje, które celowo zakładane są przez marki będą za chwilę wymagały, by ktoś je wspierał? Być może takie zjawisko będzie występowało.
Powiem tak. Każdy ma swój rozum, każdy ma swoją odpowiedzialność i każdy podejmuje sam decyzje. Ja też nie próbuję niczego nikomu narzucać. Nie mówię, że powinniśmy wspierać takie organizacje. Nie mówię czegoś takiego. Mówię, że ja to robię i staram się być jakimś tam przykładem dla innych, ale każdy sam musi zdecydować, czy chce, czy może, czy – według niego – stać go na to i tak dalej.
Też uważam, że nikt nikomu nie ma prawa mówić, że powinien pomagać. To jest indywidualna potrzeba każdego człowieka. I teraz, jeżeli takie zapotrzebowanie ze strony takiej Fundacji się będzie pojawiało…
Do mnie zwraca się bardzo dużo osób, które oczekują takiej pomocy. Ja czasami te prośby podaję, czasami nie. Zazwyczaj nie. Mówię zupełnie wprost. Dlaczego tego nie robię?
B.P: Zaraz byś otworzył puszkę Pandory….
M.Sz: Okej, nawet gdybym otworzył… Jestem już na tyle przekonany, że wiem, jak odpowiadać na tego typu potrzeby, że nawet nie boję się otworzyć takiej puszki Pandory.
Generalnie chodzi mi o to, że chcę być spójny w mojej komunikacji. Postawiłem na Pajacyka. Komunikuję Pajacyka. Robimy to na tyle skutecznie, że mamy prawie 12 000 posiłków zebrane od lutego 2015 roku. To jest kropla w morzu potrzeb i to jest naprawdę niedużo.
To się przekłada na jakieś 60 000 zł, które zostały zebrane przez czytelników bloga. Powtarzam – to nie jest dużo. Ale z drugiej strony, wiem, że działając systematycznie jestem w stanie poprawiać ten wynik.
Wszędzie tam, gdzie jest systematyczność, jest też wzrost. Prędzej czy później, ale jest. To kula śniegowa, która nabiera rozpędu. Coraz więcej osób przekonuje się nie tylko do jednorazowej potrzeby, ale również do systematycznej.
Myślę, że samą książką zapewnię przynajmniej 10 000 posiłków, więc moim zdaniem to jest absolutnie super wynik. To znaczy – sfinansujemy te posiłki razem z kupującymi, to trzeba uczciwie powiedzieć.
B.P: Michał, jesteś pogodny, wesoły, uśmiechnięty, Twoja buzia w internecie zawsze się świeci uśmiechem i radością. Dobrze zarabiasz, odnosisz sukcesy w tym, co chciałeś. Znacznie szybciej, niż się tego spodziewałeś. Powiedz mi – czego Ci życzyć? Czego życzyć osobie, która jest spełniona?
M.Sz: Ja się nie uważam za spełnionego. Gdzieś tam cały czas sobie stawiam sobie nowe cele i do jakichś nowych celów dążę.
Myślę, że możesz mi życzyć przede wszystkim tego, żebym nie pracował tak intensywnie. I to mówię zupełnie poważnie. Żebym w większym stopniu wyważył to życie rodzinne, o którym rozmawialiśmy… tak, to na pewno są dobre życzenia.
Myślę, że możesz mi życzyć także tego, żeby książka „Finansowy Ninja” okazała się takim pioruńskim sukcesem – może nie tyle finansowym, co żeby dotarła do olbrzymiej liczby osób. Myślę, że autentycznie i realnie może sporo zamieszać w finansach osobistych Polaków.
B.P: Może zrobić bardzo dużo dobrego.
M.Sz: Tak mi się wydaje.
Masa mojej energii została włożona w to, żeby to był produkt, który jest po prostu dobry i samobroniący się.
B.P: Michał, w takim razie – dzięki! Tego Ci życzę!
M.Sz: Dzięki!
[…] Liczy się wynik: Jaka jest cena sukcesu? Część 3 […]
Dzięki za świetny i mega wartościowy wywiad. Robicie świetną robotę 🙂 Inwestowanie w nieruchomości to moje marzenie i kolejny cel, więc będę się szkolić.
Pozdrawiam pozytywnie 🙂
Pozdrowienia z Istebnej 🙂 Oglądałam już wideo z facebooka, tu widzę jedynie kawałek altany, ogród 5 000 metrów…. ciekawi mnie, gdzie to było nagrywane. Zdradzisz tajemnicę?
No i się wciągnęłam i przeczytałam wszystkie części. Najbardziej podoba mi się stwierdzenie “Wszystko dzieje się zawsze jakimś kosztem.” I w momencie, kiedy się zastanawiam, czemu nie udało mi się zrealizować tego lub tamtego, mam już odpowiedź.
Bartek, dzięki za ten artykuł! 🙂