Historia, którą za chwilę przeczytasz jest w 100% prawdziwa. Opisuję w niej:
- Jak zaczęła się moja przygoda z tańcem?
- Dlaczego skręciłem kolano z własnej głupoty?
- Dlaczego musiałem zrezygnować z treningów i do jakiego stanu mnie to doprowadziło?
- Jak się po tym wszystkim ogarnąłem i powstałem niczym Fenix z popiołów 😉
Ten wpis do najkrótszych nie należy, więc może naszykuj sobie kubek pysznej kawy, przynieś sobie pralinkę (no bo wiadomo, że jak kawa to i coś słodkiego), rozsiądź się wygodnie i spędź ze mną najbliższe kilka minut. No może kilkanaście.
Wszystko zaczęło się jeszcze w podstawówce, byłem chyba w czwartej klasie.
Co roku w czerwcu było organizowane coś takiego jak “Dni Mysłowic”, więc wraz z kolegami z osiedla poszliśmy zobaczyć co tam się dzieje.
Gdy byliśmy na miejscu to kończył grać jakiś zespół, a konferansjer poprosił, żeby publiczność zrobiła miejsce przed sceną.
Po chwili pojawiła się grupa chłopaków ubranych w oldschoolowe dresy. Zaczęła grać muzyka, a oni zaczęli jeden po drugim wychodzić na środek i prezentowali przeróżne figury. Szczęka mi opadła bo pierwszy raz widziałem coś takiego na żywo. Mowa oczywiście o breakdance – to była miłość od pierwszego wejrzenia.
Widziałem jak ludzie reagowali na te ich wygibasy i stwierdziłem, że ja też chcę tak tańczyć.
Po ich pokazie ogłoszono gdzie i kiedy odbywają się zajęcia i jeśli ktoś był zainteresowany, to mógł przyjść na trening.
Na pierwszy trening wybrałem się z dwoma kolegami. Po rozgrzewce zapytaliśmy trenera czy może nas nauczyć tych “barów” albo kręcenia na głowie. Popatrzył na nas dziwnie i powiedział, że aby dobrze zrobić bary potrzebujemy kilku tygodni treningu. Bo najpierw musimy się dobrze rozciągnąć, później trzeba się nauczyć robić dobre wejście, a później przez jakiś czas będziemy się mordować z tym, żeby zrobić pierwsze przejście.
A ja naiwny myślałem, że załapię to na jednym treningu.
Tytuł jest nieco prowokacyjny, ale w środku znajdziesz mnóstwo konkretnej i praktycznej wiedzy.
Jeśli uznasz, że nie chcesz otrzymywać wiadomości, to możesz się wypisać jednym kliknięciem. Zatem pełen luzik 🙂
Przez pierwsze miesiące wyglądałem tak, jakbym regularnie podawał tacie za słoną zupę. Z każdego treningu wracałem z jakimś guzem, siniakami, otarciami i zwichnięciami.
I właśnie ten okres zweryfikował kogo naprawdę to kręci. Koledzy, z którymi się zapisałem odchodzili bo nie widzieli efektów. Chciałbym wam tu zdradzić jakiś sekret, że mnie tam trzymała determinacja, byłem silniejszy czy cokolwiek takiego, ale tak szczerze, to nie mam pojęcia co kazało mi wracać na salę.
Zwykle treningi wyglądały tak, że najpierw była wspólna rozgrzewka. W drugiej części poznawaliśmy nowe kroki czy figury, a w trzeciej części każdy mógł sobie trenować co chciał.
Nie pamiętam już kto to był, ale któryś ze starszych kolegów doradził mi, żebym wybrał sobie jedną figurę i powtarzał ją non stop, dopóki nie osiągnę perfekcji. Jak już będzie dobrze, to dopiero wziąć się za inną figurę, a tą pierwszą to tylko sobie na każdym treningu raz czy dwa “odświeżyć.”
Pamiętam, że na pierwszy ogień poszedł tzw.”turtle”. Tu możesz zobaczyć jak to wygląda.
Tak robiłem i rzeczywiście widać było postępy.
Właśnie sobie uświadomiłem, że dokładnie tak samo powinno się robić w biznesie. Weź pod lupę jeden projekt, skup się na nim i jak zacznie zarabiać to weź się za kolejny. To znacznie lepsze niż robienie pięciu rzeczy na raz.
Zresztą polecam poczytać o łańcuchu krytycznym Eliyahu Goldratt’a.
W każdym razie z treningu na trening szło mi coraz lepiej i po dwóch latach założyliśmy formację “Conflict Zone”. Jeździliśmy z pokazami po festynach, eventach i imprezach organizowanych przez galerie handlowe.
Tak, to ja 😀
To był piękny okres. Wtedy po raz pierwszy zasmakowałem tego, że można dostawać pieniądze za coś, co uwielbia się robić.
Aby podnosić swój poziom i podpatrywać nowe tricki jeździliśmy na różne zloty i zawody. Nie było tak lekko jak teraz, że się z youtube można wszystkiego nauczyć 😉
Zawsze gdy wracaliśmy z takich zawodów byliśmy strasznie nabuzowani. Najchętniej to od razu by się poszło na salę ćwiczyć nowe rzeczy 😀
Pamiętam takie zawody w Wałczu, gdzie zjechały się najlepsze polskie ekipy. Okazało się, że to co potrafili moi starsi koledzy z Mysłowic, to przedszkole w porównaniu do tego, co robili zawodnicy z Koszalina czy Włocławka.
Następnego dnia musieliśmy czekać pięć godzin na pociąg, to poszliśmy do sklepu ze sprzętem RTV i zapytaliśmy czy mają jakieś kartony. Akurat mieli, to posklejaliśmy to i tańczyliśmy na dworcu.
Po powrocie nie mogłem się doczekać treningów. Pracowaliśmy jeszcze ciężej niż zwykle, a w wakacje trenowaliśmy dwa razy dziennie. Przez najbliższe miesiące wszyscy poczynili pioruńskie postępy.
Zerwanie więzadła na własne życzenie
Przez wiele lat uważałem, że to był najgorszy dzień w całym moim życiu, ale nie ma tego złego.
Skakaliśmy na lekcji w-fu w dal i każdy miał oddać trzy skoki. Była moja kolej na trzeci skok i zadzwonił dzwonek na przerwę.
Wuefista krzyknął: “Ok, koniec na dzisiaj!”.
Ale ja już szykowałem się do startu, to jak to “Koniec na dzisiaj”? Krzyknąłem: “Proszę Pana no niech mi Pan da szansę, chcę poprawić skok”.
Popatrzył na mnie i powiedział: “Ok, skacz”.
Rozpędziłem się. Noga idealnie trafiła w deskę i wszystko działo się jak w zwolnionym filmie. Zaraz po wyskoku czułem, że będzie daleko. Nawet spojrzałem w dół i miałem wrażenie, że ja się zawiesiłem, a cała ziemia się pode mną przesuwa.
W końcu zatrzymałem się kilkadziesiąt centymetrów za takim dołem, w który skakała większość z nas. Wylądowałem już na twardej ziemi i zarówno ja, jak i wszyscy stojący wokół piaskownicy słyszeli, że coś mi strzeliło w kolanie. Najlepsze, że pociągnęło mnie do przodu, a tam zaczynał się beton. Wyciągnąłem ręce, żeby chronić twarz przed uderzeniem. Leżałem tak i tylko słyszałem: “oj, chyba złamał nogę”.
Ktoś tam zadzwonił na pogotowie, ale nic z tego nie wyszło, bo wszystkie dwie karetki przypadające na Mysłowice były w terenie.
W końcu zadzwoniono po mojego tatę. Przyjechał i zabrał mnie na pogotowie. Pewnie moja historia potoczyłaby się nieco inaczej gdybym od razu miał operację. Lekarze stwierdzili jedynie, że noga nie jest złamana i najlepszy będzie gips. Na miesiąc.
“Człowiek skurwiel”
Wiem, że podpunkt brzmi mocno, ale najlepiej oddaje to, kim się wtedy stałem. Siedziałem w domu z nogą w gipsie, oglądałem całymi dniami TV i z dnia na dzień byłem nie do zniesienia.
Mimo, że o kulach mogłem się poruszać, to przez pierwsze dwa tygodnie rozłożyłem się jak król. Z nikim nie chciałem rozmawiać i wykorzystywałem kontuzję do tego, żeby moi rodzice i siostra biegali wokół mnie.
“Mamo, zrób mi herbaty”, “Tato, weź mi przyciemnij żaluzje”. Serio, zachowywałem się jak bym był sparaliżowany, a przecież ja miałem tylko nogę w gipsie.
Zatem siedziałem w domu, nie chciało mi się nigdzie wychodzić i ciagle zapraszałem do siebie kolegów. W tym czasie jak ktoś z bliskich kumpli szedł na wagary, to lądował u mnie.
Wszystkim opowiadałem jak to mi smutno i źle. Jaki to ja nie jestem poszkodowany przez los bo raczej nie będę mógł już tańczyć. No spokojnie mogłem nosić koszulkę z napisem: “Ofiara losu”. Wszyscy mnie pocieszali i mówili, że jakoś to będzie, że dam sobie radę itp. Każdy zna te wyświechtane slogany.
Wtedy dotarło do mnie, że takie pocieszanie kogokolwiek po jakiejkolwiek stracie jest totalnie bez sensu. Każdy mi to mówił i im częściej to słyszałem, tym mniej w to wierzyłem.
Prawda w oczy kole
Po jakimś czasie wpadł do mnie znajomy, który naprawdę mną potrząsnął. Kiedy ja zaczynałem swoją litanię jak to mnie los źle potraktował on przerwał mi i powiedział:
“Kurwa Bartek! Ok, nie możesz tańczyć i co? Będziesz siedział jak ostatnia pizda i marudził? Nie taniec to coś innego! Przestań się mazgaić i weź się za siebie!”
Naprawdę nie przebierał w słowach. Wszyscy inni użalali się nade mną. Mówili, że nie wszystko stracone, że może jakoś to się poukłada.
Tylko on jeden w ogóle się nade mną nie litował i to mi pomogło. Zacząłem przygotowywać się do egzaminu gimnazjalnego i dzięki temu dostałem się do najlepszego liceum w Mysłowicach.
Kiedy zdjęli mi gips, to noga obrzydliwie mi schudła. Chodziłem na jakieś rehabilitacje, ale nic to nie dało. Kolano nadal bolało, ale powoli zaczynałem dostrzegać światełko w tunelu.
W końcu trafiłem do lekarza sportowego, który zalecił mi operację. Miałem usunięte strzępy w więzadle krzyżowym i na odcinku podajże 2,5 cm mam je o 2/3 cieńsze.
Kiedy poszedłem na kontrolę już w Mysłowicach, to ortopeda stwierdził, że lepiej dla mnie będzie jeśli zrezygnuję z tańca. Wyobraź sobie to: jeździsz po zawodach, festynach, imprezach okolicznościowych i dodatkowo zarabiasz na tym co kochasz.
Najpierw szyna, później gips, w końcu operacja, zaczyna wracać nadzieja i nagle ktoś Ci mówi, że masz z tym skończyć. Nie potrafiłem się z tym pogodzić.
Lekarz stwierdził, że z taką kontuzją będę utykał do końca życia. Nie uwierzyłem mu.
Po powrocie do domu zawiązałem na kostkę kilo soli i prostowałem nogę w kolanie, żeby mięśnie wróciły do dawnej formy. Po dwóch miesiącach nie było śladu po utykaniu. Mogłem znów tańczyć i biegać. Co prawda nie z taką intensywnością jak wcześniej, już raczej bardziej hobbystycznie, dlatego postawiłem na bieganie, które jest nieco bardziej przewidywalne niż breakdance.
Zacząłem chodzić na siłownię, biegać i jeździć na rowerze.
Wiem, że dla wielu osób takie wydarzenie to błaha sprawa. Ludzie tracą w wypadkach całe rodziny. Różne okoliczności pogodowe powodują, że w ciągu kilku minut tracą dorobek całego życia. Wpadają w długi sięgające setek tysięcy złotych.
Tak, ja wiem, że moja kontuzja przy powyższych sprawach to błahostka, ale taniec wtedy był dla mnie wszystkim. Ja po prostu tym żyłem. Chciałem być choreografem pracującym z gwiazdami estrady. Chciałem mieć własną szkołę tańca i jeden skok przekreślił te plany.
Co pomogło mi się podnieść?
Przygoda z kolanem byłą jednym z wielu takich punktów zwrotnych w moim życiu. Zwykle to wyglądało tak, że jakieś wydarzenie powodowało totalną utratę gruntu pod nogami. I za każdym razem, ale to za każdym razem wychodziłem z tego mocniejszy.
Kiedyś usiadłem i zacząłem się nad tymi wszystkimi punktami zwrotnymi zastanawiać. Zauważyłem, że zawsze przebiegają one według podobnego schematu i to nie tylko u mnie.
Jeżeli masz jakieś osiągnięcia (a na pewno masz!), to prawdopodobnie przeszedłeś przez te kroki nawet jeśli nie jesteś tego świadomy.
Krok 1 – Jaki wynik chcesz osiągnąć?
Kiedy usłyszałem od znajomgo te mocne słowa, to wyznaczyłem sobie prosty cel: nawet jak nie będę mógł tańczyć, to chcę być na tyle sprawny, żeby nie utykać, móc biegać i jeździć na rowerze. Niby nic wielkiego, ale po prostu wiedziałem dokąd zmierzam.
Dlatego weź pod lupę jeden obszar swojego życia. To mogą być finanse, zdrowie, rozwój biznesu, rodzina czy jeszcze coś innego. Wybierz to, co w tej chwili jest dla Ciebie najważniejsze.
Opisz tak dokładnie jak potrafisz, co dokładnie chcesz osiągnąć np. od godziny 18:00 chcę mieć czas dla rodziny. Chcę z nimi wychodzić na spacery, grać w gry i rozmawiać.
Nie wiem co na ten moment jest dla Ciebie ważne. Może chcesz być bardziej pewny siebie, może chcesz poznawać więcej osób, może chcesz założyć własny biznes, albo napisać książkę. Napisz czego chcesz.
Krok 2 – zastanów się i zapisz co zrobisz, żeby osiągnąć swój cel i ZDECYDUJ, że to zrobisz.
Gdy zastanowisz się nad tym dlaczego jednym ludziom dobrze się wiedze, a innym nie, to prawdopodobnie dojdziesz do wniosku, że jedni zdecydowali, że wezmą życie w swoje ręce, a inni nie.
Świat nie dzieli się na biednych i bogatych. Świat dzieli się na zdecydowanych i niezdecydowanych.
Nie piszę tylko o osobach, które osiągnęły zawodowy sukces. Pod ludzi sukcesu możesz podłożyć w zasadzie dowolną grupę: narkomanów, alkoholików, bezrobotnych, grubasów itd.
Dlaczego jedni wychodzą z tarapatów, a inni nie?
Bo Ci pierwsi zdecydowali, ze tak dłużej być nie może, a następnie zaczęli robić rzeczy, które doprowadziły ich do konkretnych rezultatów.
Odcięli się od nieodpowiedniego towarzystwa, zaczęli szukać pomocy, słuchali ludzi, którzy przeszli podobną drogę, zaczęli analizować kiedy ulegają pokusom, oraz kiedy działają najbardziej efektywnie.
Zatem jeżeli zastanawiasz się dlaczego Twoje życie nie jest lepsze, to masz odpowiedź: nie zdecydowałeś się na zrobienie rzeczy koniecznych do tego, żeby było lepsze!
Wiem, że w takich momentach zwyczajnie możesz się obawiać opinii innych czy porażki. Niemniej jeżeli intensywnie w danym momencie myślisz o tym, że coś trzeba zmienić, to wierz mi, że to właściwy moment, żeby coś zrobić. Nigdy nie będzie lepiej, a będzie tylko gorzej jeśli pogodzisz się z taką sytuacją jaka jest, a która nie do końca Ci odpowiada.
To jest ten moment, żeby stanąć ze swoim lękiem oko w oko i dotknąć go w nosek.
Widzisz, w wielu książkach motywacyjnych i na seminariach mówi się o tym, żeby iść na całość. Że powinieneś jechać przez życie jak walec, który na nic nie patrzy, tylko jedzie do celu miażdżąc wszystko, co napotka na drodze. Nie zgadzam się z tym.
Ok, czasami też rzucałem się na głęboką wodę, ale znacznie częściej podchodzę do tematu nieco spokojniej.
Przypomnij sobie jak byłeś mały i przyszedł jakiś sąsiad z dużym psem. Nawet jeśli pies był niegroźny, to raczej nie wskakiwałeś na niego, tylko zachowywałeś większy dystans. Może nawet ktoś wziął Twoją rękę i wspólnie robiliście pieskowi „kizia mizia” ( wiesz o co mi chodzi 😉 )
Dopiero jak się przekonałeś, że pies naprawdę nie odgryzie Ci głowy zabawy były znacznie mniej zachowawcze.
To jest normalne i nie ważne czy chcesz pogłaskać psa, nauczyć się jeździć na łyżwach, popracować nad pewnością siebie, nauczyć się nowego języka, wyjechać w podróż autostopem czy założyć firmę.
Być może już w Twojej głowie pojawił się głos:
„Bartek, ale nie wiem co mam robić. Już kiedyś próbowałem coś zmienić i nie zadziałało”.
No litości! Dokładnie wiesz co masz robić. Wypisz kilka pomysłów z głowy, a jak tego będzie za mało to skorzystaj z Google.
Najgorsze co możesz robić, to tkwić w syfie po uszy, wiedzieć co zrobić by z niego wyjść, a mimo to siedzieć na dupie z nadzieją, że „pewnego dnia” wszystko się zmieni.
No to mam dla Ciebie niespodziankę – otóż „pewnego dnia” to dzisiaj.
„Bartek, no ja to bym chciał schudnąć, ale dzisiaj nie jest dobry dzień, żeby cokolwiek robić, bo trochę jestem zajęty.”
No naprawdę? Tak bardzo jesteś zajęty, że nie znajdzie się nigdzie miejsca np. na 10 przysiadów? Nie każę Ci robić od razu jakiegoś skomplikowanego zestawu ćwiczeń! Nie dasz rady zrobić 10 przysiadów? To może 5? Też nie? SERIO?
Jezuniu, jak Ty możesz sobie spojrzeć w oczy!
Na tym etapie zapadają konkretne decyzje, a za nimi idzie działanie. Jakiekolwiek.
Jeżeli wierzysz, że pojedziesz na jakieś seminarium, albo że przeczytasz artykuł taki jak ten i za domem pojawi się basen, a na podjeździe będzie zaparkowane Lamborghini Gallardo, to niestety mam złą wiadomość – nic, a nic się nie zmieni, dopóki nie podejmiesz decyzji, że coś zmieniasz.
„No, ale Bartek! Podjąłem decyzję, przecież czytam Twojego bloga i słucham nagrań!”
Daj spokój bo to brzmi jak tłumaczenie małego chłopca, który zabrał ostatniego cukierka, ma całą buzię wymazaną czekoladą, ale mówi: „To nie ja”.
Trochę się rozpisałem przy tym punkcie, ale będę to mielił do upadłego, że ludzie nie mają wyników bo nie są zdecydowani na poświęcenie swojego czasu i wysiłku w to, aby coś zmienić.
Efekty nie pojawią się od razu. Opona na brzuchu też nie urosła z dnia na dzień. Zadłużenie zazwyczaj też nie pojawia się od tak. To zazwyczaj trochę trwa. Nie spodziewaj się, że w drugą stronę efekty będą błyskawiczne. Nie będą.
Zła i zarazem dobra wiadomość
Nie jest to nic odkrywczego i pewnie gdzieś już to pisałem i mówiłem, ale niektóre rzeczy po prostu warto co jakiś czas odkurzyć, żeby wrócić na właściwe tory.
Zatem do dzieła: stajesz się lepszy w tym co ćwiczysz.
Prawda, że nic odkrywczego?
Jak chodzisz na siłownię, to Twoje mięśnie są coraz twardsze i mocniejsze. Jeśli chcesz pobudzić je do wzrostu, to musisz poddawać je coraz większym obciążeniom.
Analogicznie możesz wyrabiać w sobie „mięsień odwagi”, „mięsień nauki języków”, „mięsień oszczędzania” itd.
Zła wiadomość jest taka, że każdy medal ma dwie strony. Bo jeśli systematycznie robisz rzeczy, które działają destrukcyjnie, to ich powtarzanie też przychodzi Ci coraz łatwiej.
Jeśli łapiesz się na tym, że co chwilę zaglądasz na Facebooka, to „mięsień Facebooka” będzie coraz mocniejszy. Będziesz spędzał tam coraz więcej czasu i każde kolejne wejście będzie mniej podlegało Twojej kontroli.
Jeśli ciągle narzekasz – będziesz coraz lepszy w narzekaniu. Jeśli coraz częściej zaglądasz do kieliszka – będzie coraz trudniej z tym zerwać.
Jak odpuścisz poranną gimnastykę jeden dzień to świat się nie zawali, ale jak odpuścisz trzy dni, to może się pojawić pokusa, że ten tydzień i tak jest spisany na stratę, więc zaczniesz systematycznie od przyszłego poniedziałku.
W bardzo dużym uproszczeniu tak to działa. Te wszystkie małe rzeczy mają naprawdę ogromny wpływ na kształt naszego życia.
Krok 3 – sprawdź wyniki.
Ok., w poprzednim punkcie mogłeś się nieco załamać, ale to co mam zamiar teraz napisać będzie workiem cementu zrzuconym na stopę.
Czy kiedy zaczniesz już wreszcie coś robić w określonym kierunku, to wyniki będą takie jakich oczekujesz?
N I E.
Już słyszę te głosy:
„Co? To ja się tyle namęczyłem, żeby w ogóle ruszyć dupsko, a tu się okazuje, że jak już działam, to nie ma gwarancji sukcesu?”
A no nie ma.
Trzeba powtarzać te rzeczy, które zadziałały i jak najszybciej eliminować te, które zawiodły.
Przez wiele lat słyszałem i czytałem w różnych miejscach cytat Briana Tracy’ego:
„Jeśli chcesz podwoić ilość swoich sukcesów, musisz podwoić ilość swoich porażek.”
Ale czy na pewno?
Chłopaki z 37signals, autorzy książki „Rework” uważają, że z porażek niewiele się można nauczyć.
Krótki cytat:
“Ludzie mówią, że niepowodzenia kształtują charakter. Doradzają: Nie bój się porażki — im szybciej Ci się przydarzy i im częściej jej doświadczysz, tym lepiej.
[…]
Porażka nie jest warunkiem koniecznym sukcesu. Z badania przeprowadzonego przez Harvard Business School wynika, że bardziej prawdopodobne jest odniesienie sukcesu przez biznesmenów, którzy do tej pory cieszyli się powodzeniem w interesach (prawdopodobieństwo odniesienia przez nich sukcesu w przyszłości wynosi 34%), natomiast przedsiębiorcy, których pierwsze przedsięwzięcia okazały się nieudane, mają niemal takie same szanse (23%) na odniesienie sukcesu następnym razem co osoby zakładające swoją pierwszą firmę.
Wynika z tego, że dotychczasowi nieudacznicy mają takie same szanse na sukces co ludzie, którzy nigdy wcześniej nie prowadzili własnego interesu. Zatem tylko odniesienie sukcesu jest doświadczeniem, które coś znaczy.”
No i bądź tu człowieku mądry 😀
Jest jeszcze trzecia opcja. Mianowicie w wielu aspektach życia, żeby osiągnąć jakiś efekt nie trzeba wdrażać niczego nowego. Czasami wystarczy jedynie zaprzestać coś robić.
Wiem, że może zabrzmi to nieco dziwnie, ale zauważ, że jak ktoś ma nadwagę, to zanim zabierze się za ćwiczenia, pracę z trenerem, ustalanie co jeść i w jakich proporcjach musi przestać:
– jeść dużo słodyczy
– jeść późno kolację
– pić dużo piwa
– podjadać
– przestać wszędzie jeździć autem
To już powinno przynieść jakieś efekty.
Dlatego, żeby mieć różnego rodzaju wyniki, to czasami trzeba się przejechać właśnie po to, żeby odkryć czego NIE ROBIĆ.
Przy kolejnym podejściu do tematu eliminujesz tą jedną rzecz i wyniki powinny już być ciut lepsze.
Weźmy taki prosty życiowy przykład: wyobraź sobie Stefana, który chce poderwać dziewczynę. Stefan ma jednak taki paskudny nawyk, że ciągle dłubie w nosie.
Pewnego dnia podchodzi do Kaśki i zaczynają rozmawiać. Po kilku minutach zaczyna dłubać w nosie.
Na co Kaśka zniesmaczona mówi:
„Stefan Ty knurze! Jak Ty możesz tak rozmawiać ze mną i wyciągać kozy z nosa?”
Odwraca się na pięcie i odchodzi.
Stefan stwierdza, że faktycznie trochę to nietaktowne i podejmuje decyzję, że już tak nie będzie robił.
Kolejnego dnia Stefan spotyka Gosię. Rozmawiają, ale Tym razem Stefan w pełni panuje nad tym, żeby ręka nie powędrowała w kierunku nosa.
Dobrze im się rozmawia, więc Stefan proponuje Gosi wyjście do kina. Ona bez wahania przyjmuje jego propozycję.
Czy to już jest jasne po co są te wszystkie błędy i wpadki?
Teraz lekko odbiegniemy od tematu, ale ten akapit wyłapią tylko Ci, którzy dokładnie czytają cały tekst. Jak ktoś tylko skanuje tekst to raczej tego nie zauważy, a leniwi już dawno odpadli. Została czytelnicza elita, zatem jeśli to czytasz, to gratuluję i gdybym był blisko, to bym Cię uściskał.
Do rzeczy: pod tekstem znajduje się szary myślnik, który jest linkiem. Jak w niego klikniesz, to artykuł rozwinie się o dodatkową część i masz jedną z niewielu okazji, żeby zajrzeć mi do kieszeni. Opisuję tam na czym i ile zarabiam, z czego zrezygnowałem, a także jakie są plany zarobkowe na ten rok. Będę co jakiś czas opisywał jak mi idzie, ale umówmy się, że na temat tego ukrytego artykułu rozmawiamy w komentarzach bardzo dyskretnie, żeby nie wyglądało to zbyt podejrzanie. Jeżeli ktoś się wyłamie to ląduje u mnie na czarnej liście i dostaje bana. Zobaczymy jak długo uda nam się to utrzymać w małym gronie. No dobra to teraz cichaczem wracamy do głównego wątku.
Masz po prostu odkryć jakie działania są głupie i niepotrzebne, żeby przy kolejnym podejściu ich nie powtórzyć. Wtedy tak jak Stefan osiągniesz inny rezultat.
Krok 4 – Powtórz albo zmień
Ten krok jest mocno powiązany z poprzednim. Kiedy już wiesz jakie były wyniki masz dwa wyjścia:
1. Jak wszystko poszło dobrze, to zrób drugi raz to samo, a jeśli to możliwe (a na pewno jest możliwe) to usprawnij ten element.
2. Jak efekty są dalekie od oczekiwanych, to wypisz jakie błędy zostały popełnione i wyeliminuj je przy kolejnym podejściu.
„Bartek, a co jak jeśli znowu coś nie zadziała?”
Zgadnij – eliminujesz to i znowu powtarzasz.
„Ale jak długo mam to zmieniać, poprawiać i próbować jeszcze raz?”
To proste – tak długo, aż osiągniesz pożądany wynik. Wiem, że nie brzmi to jakoś spektakularnie, ale te cztery kroki naprawdę działają.
Podsumowując:
1. Dowiedz się co Ci naprawdę w duszy gra i w jakim kierunku chcesz podążać.
2. Zastanów się i zapisz co zrobisz, żeby osiągnąć swój cel i ZDECYDUJ, że to zrobisz.
3. Sprawdź wyniki. Bo nawet jeśli wszystko spaprałeś to też jest jakiś wynik.
4. Powtórz to co wyszło, zmień lub usuń to, co się nie sprawdziło.
To cykl, który w swoich działaniach powtarzam raz za razem, zatem polecam przetestować u siebie 🙂
Bardzo dobry artykuł! Uwielbiam sposób, w jaki piszesz – bezpośredni i konkretny. Twoje artykuły bardzo motywują i dają ogromnego kopa do działania, ale tak jak sam też powtarzasz – jeśli sami się nie weźmiemy do roboty to nikt za nas tego nie zrobi.
Pozdrawiam 🙂
Dziękuję.
Joanna ja generalnie jestem zwolennikiem systematycznego działania mniejszymi krokami niż robienie wielkich zrywów. Także mozolna, systematyczna praca, drobne usprawnienia, edukacja i będzie dobrze 😉
Masz racje Bartku, niektóre wydarzenia muszą nami wstrząsnąć i to porządnie, żeby coś się zmieniło. Było tego dużo w życiu, ale chyba najbardziej spektakularne efekty dał przełom 2011/2012 roku, gdy z powodów finansowych musiałam zrezygnować z wieloletniej pasji. Na początku była frustracja i właśnie myślenie jak Ty po wypadku. Na szczęście byli też przy mnie ludzie, którzy nie słowem, a czynem nakierowali mnie na inne tory życiowe. I tak zajęłam się inną rzeczą, tylko po to, żeby po 4 latach “zabawy” stwierdzić, że to nie to. Ale w danym momencie było mi to po prostu potrzebne i zaangażowanie w nowe… Czytaj więcej »
Połapałem się, ale i tak chciałbym wiedzieć co to za pasja 😀
Jasne. Pierwsza to jeździectwo, a ta druga to historia (głównie ta szkolna, olimpiady i konkursy). W tej chwili studiuje logistykę, żeby było śmieszniej. Zupełnie co innego niż robiłam wcześniej. W końcu trzeba szukać i próbować.
Przeczytałem – petarda jak zawsze:) Bardzo podoba mi się to, że piszesz w sposób bardzo dosadny, możliwe że trochę bolesny dla osób których problem dotyczy. Zawsze gdy odwiedzam Twojego bloga i czytam nowy wpis, uśmiecham się sam do siebie, i w głębi duszy dziękuję że kiedyś trafiłem na Twój film którzy wszyscy doskonale znają “Jak pokonać lenistwo”. Zabrzmi to nieskromnie, ale widzę że naprawdę zrobiłem duże postępy od tamtego czasu. Potem totalna metamorfoza w gdańsku i TPM. Ewidentnie, były to jedne z lepszych decyzji które podjęłem w życiu. Sam mógłbym o tym napisać bardzo długi artykuł, ale kto zainteresował się… Czytaj więcej »
Hej Mateusz!
No wiesz, czy coś stoi na przeszkodzie, żeby taki artykuł napisać? Być może są ludzie, którzy teraz mają taką sytuację jak Ty kiedyś i Twoja historia będzie dla nich niesamowitą inspiracją. Pomyśl o tym 😉
Również uważam, że bardzo fajny artykuł. Niby piszesz o rzeczach oczywistych i prostych, ale takich jednocześnie, o których często się zapomina na co dzień i warto raz na jakiś czas usiąść na spokojnie i “ogarnąć” jak napisałeś w tytule. Także dzięki wielkie 🙂Przy okazji widzę u Ciebie podobny sposób myślenia w niektórych kwestiach np. o jednym swoim sposobie działania o którym pisałeś wyżej, który wydaje Ci się nie do końca racjonalny. Ale powiem ci, że mam podobnie. W każdym razie dobrze wiedzieć, że nie jest się wyjątkiem, gdy cały świat robi coś inaczej 🙂I jeszcze co do tych małych kroków.… Czytaj więcej »
Szymon, a możesz dodać jakiś przykład zrywu, który Cię wypalał, oraz przykład działania małymi krokami, dzięki którym powstało coś fajnego? Tak z ciekawości pytam 🙂
To są często nawet drobne rzeczy np. postanowiłem sobie, że przeczytam całe Pismo Święte. No i zacząłem z pełną werwą, szybko dotarłem do Księgi Liczb… i w tym momencie jakoś się wypaliłem. Znalazł się dzień, że nie było czasu na czytanie, a na chwilę to nie warto nawet do tego siadać i będę dalej czytał jutro. No i takim sposobem do czytania powróciłem dopiero po dłuższym czasie. Tylko tym razem postanowiłem, że będę czytać małymi fragmentami, choćby 5 minut dziennie, ale żeby żadnego dnia tego czytania nie opuszczać. I tym sposobem po nieco ponad roku udało mi się skończyć 🙂… Czytaj więcej »
“Dowiedz się co Ci naprawdę w duszy gra i w jakim kierunku chcesz podążać” To jest co zawsze powtarzam współpartnerom. Według mnie to taka złota zasada i podstawa do budowania czegokolwiek 🙂 Jak zwykle bomba motywacyjna- dziękuję
Wow! Bartek to jeden z lepszych postów, które przeczytałem w życiu!
Według mnie krok drugi, o którym piszesz jest najbardziej istotny- zdecydowanie i KONKRETNA decyzja!
Podoba mi się to, w jaki sposób prowadzisz szkolenia i piszesz na blogu. Zero wodolejstwa, wszystko przekazane prostym językiem!
Dzięki!
Dziękuję Mateusz, staram się 🙂
Motywujący artykuł, czytam Cię od czasu do czasu… i mądrze gadasz. Ale pamiętaj… (gramatyczny nazista włączony)… zaimek od rzeczownika żeńskiego w bierniku zawsze tę! W języku potocznym mówionym można sobie walnąć tą rzecz, ale czyta się to strasznie. Z dawką inspiracji, i dużymi pokładami sympatii pozdrawiam, ja! 😉
No jak już Twój nazi działa, to nie wiesz jakim ułatwieniem byłoby wskazanie konkretnego zdania.
Chyba o to zdanie Szymonowi chodziło.
Przy kolejnym podejściu do tematu eliminujesz /tą/ jedną rzecz i wyniki powinny już być ciut lepsze.
Dziwny typ w całym gąszczu pozytywnej energii on skupił uwagę na jednym, jedynym negatywie.Po prostu szkoda słów.
Duza klasa, duza tresc. Dziekuje 🙂
Uwielbiam Twoje długie artykuły, tym bardziej że zawsze idealnie trafiają w cel! Twój blog jest bardzo motywujący, podoba mi się jak bardzo życiowy w tym wszystkim jesteś! Dzięki Tobie w tym roku zaczęłam działać o wiele więcej (bo bloga obserwuje od paździedrnika 2014). Biorę udział w organizacjach studenckich i-tak jak napisałeś w tym artykule- strama się namierzać złe nawyki i je zniszczyć! 😉
Co do dodatku dla wytrwałych czytelników, imponujące że potrafisz podzielić się takimi sprawami, które jednak często są tematem tabu. Tak 3maj, czekam z niecierpliwością na kolejny wpis ! 😉
Dziękuję Marta 🙂 Cieszę się, że blog jest pomocny. Co do dodatku – trochę się tego obawiałem, ale zostało to bardzo dobrze odebrane 😉
Dziękuję Ci za ten artykuł Bartku. Wiele miesięcy wegetowałem. Grałem w gry komputerowe i zastanawiałem się czemu tam się coś dzieje a w moim życiu nic. Odpowiedzią był jeden wspólny mianownik: przez moje decyzje. To mi uświadomiło, że granie nie daje mi nic: żadnych korzyści, które mógłbym wykorzystać w życiu. Jestem akurat w takim okresie, jaki opisujesz w kroku 2 i część z tych rad udało mi się wdrożyć całkiem niedawno. Regularnie ćwiczę, ograniczyłem słodycze a także pozbyłem się paskudnego pochłaniacza czasu jakim są gry komputerowe. Teraz poświęcę się temu co zaniedbałem – nauce. Myślę teraz nawet o tym by… Czytaj więcej »
Gratuluję Adam! Pewnie jeszcze kilka potyczek po drodze się pojawi, ale tak jak napisałem w artykule – nawet jak się działa, to nie ma gwarancji, że wszystko będzie szło jak po maśle.
No mi zajęło nieco więcej niż paręnaście minut, ale to może kwestia późnej
godziny lub faktu poszukiwania przekąski 😉
😀
Podziwiam Twoją determinację. To, że wiesz w jakim kierunku zmierzasz. Ja już teraz wiem, że muszę zacząć od zbudowania poduchy, bo we wszystko inne wierzę 🙂
Powiem tak: dla takiego luzu psychicznego i możliwości jakich to daje warto przez jakiś czas odmówić sobie tego i owego, żeby taka poducha powstała 🙂
Właściwie to chyba tego mi brakowało, bo zawsze robię kilka projektów na raz zamiast skupić się na jednym i wychodzi właśnie taka o kupa. Wspaniałe jest to też, że dzielisz się takimi rzeczami (dwuznacznie) 😉
Siedzenie na tyłku i nic nie robienie z nadzieją, że kiedyś na pewno coś się zmieni to tylko i wyłącznie strata czasu 🙂 Nie warto go marnować, bo raz zmarnowany już nie wróci. Możemy jednak inwestować ten, który nam pozostał w coś naprawdę wielkiego, w NAS SAMYCH. Nie wystarczy chcieć, trzeba jeszcze zacząć coś robić. Nie wystarczy marzyć, trzeba jeszcze podjąć jakąś decyzję. Możemy osiągać naprawdę wiele, jednak tylko wtedy, gdy będziemy chcieli, jeśli nie będzie w nas wystarczającej motywacji do tego by przekuć swoje marzenia w realne działanie NIC z tego nie wyjdzie 🙂
Pozdrawiam
Pełen relaks .
Pozdrawiam 🙂
Chciałabym podzielić się swoją historią. Jakiś czas temu zaczęłam studia mgr. w dużym mieście. Była to kontynuacja nauki, pierwszy dyplom uzyskałam na małej uczelni, gdzie było kilkanaście osób na roku z pośród których w zasadzie byłam najlepsza. Na magisterce przyszedł czas na szok. Około 80 zdolnych ludzi, każdy ma coś do powiedzenia, wszyscy aspirują do stypendiów i grantów.Okazało się, że wcale nie jestem najlepsza. Poza tym profesorowie i doktorzy mnie nie znali. Byłam jedną z wielu, nikt się na mnie nie skupiał, nie chwalił, nie zachęcał. Pierwsze miesiące były okropne. Zastanawiałam się co mam uczynić. Do tego doszły problemy z… Czytaj więcej »
Hahahahha czy Ty naprawdę byłaś tak głupia i myślałaś że jesteś pępkiem świata, że jesteś najlepsza i że wszyscy mają cię chwalić?
Boże, co Ty masz w bani…
Przeczytałam wszystko – wszyściusieńko :), od deski do deski!
Mogłabym tu napisać pean na Twą cześć, ale napiszę to, co najbardziej mnie porusza – mianowicie – dzięki za szczerość, za to, że piszesz o tym, że nie od razu Rzym zbudowano. Wiele osób, zapomina wspomnieć, że na efekty trzeba poczekać (oczywiście jeśli podejmie się działanie), dziś wszystkim się wydaje, że wystarczy moment, żeby coś osiągnąć, a Ty szczerze piszesz – próbuj, próbuj, próbuj, za którymś razem osiągniesz dobry efekt! Pozdrawiam 🙂
Próbuj – poprawiaj – próbuj – poprawiaj – u mnie to trwa cały czas 😀
Dzięki Tobie Bartku uczyniłem w życiu krok, który jeszcze 2-3 lata temu uznałbym za kompletnie szalony. Studia na politechnice, które wybrałem pod presją rodziców i najbliższego otoczenia ścisłowców zamieniłem po kilku latach na takie, które wiążą się z tym co mnie interesuje i skończyła się męcząca nauka rzeczy, których nie rozumiałem, poprawki, dziekanki, nerwy… Studiuję to co kocham, jestem jednym z najlepszych na roku, mam stypendium i pracę, w której się spełniam i jestem dobry bo robię coś czego nauka przychodzi mi niezmiernie łatwo. Na początku było cholernie ciężko, ale lektura Twojego bloga wraz z osobistą motywacją i zaangażowaniem przyniosły… Czytaj więcej »
Co studiujesz 😉 ? Ja męczę się dalej na technicznych studiach i mam gigantyczny problem ze zmianą. Ale decyzję już chyba podjąłem w tej sesji.
A że zobaczyłem Twoją historię w skrócie – to jestem ciekaw co teraz Cię pasjonuje 😉
Piotr
Architektura/projektowanie wnętrz na ASP 🙂
Ciężko jest zmienić bo pierwsza myśl, która się nasuwa to strach przed poczuciem straty dużej ilości czasu poświęconego na aktualne studia.
No cóż, jeśli czujesz że coś jest bardzo nie tak, to stratą Całego Życia może być nie spróbowanie czegoś innego. Ja spróbowałem, zakończyłem moją przygodę ze studiami jak na razie i nie żałuję. Poszedłem na masażystę, i mam więcej pomysłów na życie niż siedząc na studiach, których nienawidzę – gdzie tu do cholery artyzm! Już wolałem lepić garnki niż mierzyć lepkość gęstwy lejnej :/
Łukasz – jestem pod wielkim wrażeniem tego co zrobiłeś. Cieszę się, że dołożyłem do tego małą cegiełkę 🙂 Tak trzymaj! Wyróżniłem ten komentarz bo taka postawa może zainspirować do działania wiele osób. Bardzo dziękuję Ci za to, że znalazłeś kilka minut i napisałeś te słowa.
Dziękuję! Siła motywacji to sprawa indywidualna, ale jeśli mój komentarz kogokolwiek zainspiruje do działania to będzie fantastyczna sprawa 🙂 Przede wszystkim każdy powinien wiedzieć, że nigdy nie jest zbyt późno, żeby zmienić swoje życie na lepsze 🙂
Zrzucenie z siebie presji i wymknięcie się opresyjnym oczekiwaniom od Ciebie konkretnego zachowania w życiu (przez kogokolwiek) to bardzo ważny krok. Świadczy o tym, że – dosłownie – “wygrasz życie”, przez swoja silną motywację i niezłomny charakter.
Nuuuda, jak zawsze… Ciągle to samo, żadnych sekretów, żadnych wspaniałych sztuczek, ciągle ten sam bełkot, bla bla bla… Normalnie aż męczące, wiecznie ten Twój “hurra optymizm” 😉 A tak serio – podziwiam mocno to jak fantastycznie trzymasz się obranego kierunku. Czy publikowałeś coś o ludziach wokół Ciebie – jaki mieli/mają wpływ na Twoje efekty? Jak z samotnika i indywidualisty przeistoczyć się w człowieka grupy a potem lidera? Im dłużej prowadzą swoją firmę tym bardziej widzę, że w biznesie najważniejsze są kontakty i relacje które trochę ciężko budować nie będąc autentycznym i w zgodzi z samym sobą. Ciężko pracować z kimś,… Czytaj więcej »
Cześć!
“Czy publikowałeś coś o ludziach wokół Ciebie – jaki mieli/mają wpływ na Twoje efekty?”
Nie, ale omawiałem to na webinarze i na szkoleniach. Chyba warto zrobić z tego artykuł 😉
Fajny artykuł. Jak się w życiu ogarnąć? Działać!!! Jednen z cytatów na mojej tablicy: taki prztyczek w nosek 🙂 “Za dużo się zastanawiasz, a potem nic nie robisz” Julio Cortazar
No, no Bartek jestem pod wrażeniem.
A ja zamiast się uczyć programowania to czytam bloga. Ale zawsze jest to jakiś dodatkowy motyw, przynajmniej zapisałem sobie dokładnie(przynajmniej na obecną chwilę) co chcę w tym fachu osiagnąć.
A tak poza tym to czytanie takiego bloga to jest ogromna przyjemność, która istotnie może wpłynać na nastawienie psychiczne, które jest niezwykle ważne.
Życzę realizacji planów na rok 2015! Udanej automatyzacji – przy dzisiejszej technologii wszystko jest możliwe! 🙂
Dziękuję Jerzy. Przede mną dużo pracy w początkowej fazie, ale później powinno to przynosić dobre efekty 😉
Zaintrygował mnie ten fragment dotyczący porażek. W moim przekonaniu porażka jest nieodłącznym składnikiem sukcesu. Jeżeli nie boisz się porażek, to ryzykujesz, jeżeli boisz się, to całe twoje działanie jest nastawione na ich unikanie i właściwie nie wychodzisz poza strefę komfortu. Moim zdaniem nie sama porażka jest istotne, ale nasze podejście do niej – jeden powie, ok. tak to nie działa, próbuję innej metody, a drugi z płaczem zabiera zabawki z piaskownicy. Mnie byłe porażki uodporniają na przyszłe kłopoty.Bardzo popieram Twoją krucjatę inicjującą działanie, a nie czekanie na cud, ale podejmując działanie, od czasu do czasu trzeba się zatrzymać i spojrzeć,… Czytaj więcej »
Konkretny artykuł Bartek, dobitny. Bez owijania w bawełnę. Życie to nie je bajka życie to je bitwa. Ciągła praca i wiara w efekty to chyba największy klucz do celu.
Kilka dni temu Michał wypuścił dosyć kontrowersyjne nagranie: https://www.facebook.com/vi…
Myślę że sporo punktów wspólnych (w kontekście wytrwałości / porażek ). Oby więcej takich materiałów 🙂
PS. mega pomysł z targetowaniem czytelników 🙂
Problem w tym że tu już na tym etapie trzeba wiedzieć czego się chce. A takie optymistyczne motywatory (jakich pełno w sieci) mogą co najwyżej pomóc ludziom, którzy wiedzą czego chcą, do czego zmierzają/w czym są lub będą dobrzy. Bez tej wiedzy nie zna się celu do którego się dąży więc ciężko wtedy dążyć;)
Dlatego swego czasu napisałem artykuł o tym, co robić jak się nie wie co chce się robić 😉
Dziękuję za mobilizującą treść tego artykułu.
Na twoim blogu oraz filmach bardzo cenię Twoją szczerość, przejrzysty język, dzięki któremu możesz dotrzeć do szerokiego grona odbiorców oraz bardzo konkretne i bezpośrednie podejście do omawianego tematu. Twoja działalność wnosi bardzo dużo wartości w życie wielu ludzi. To co robisz jest na prawdę świetne. Życzę mnóstwa sukcesów na dalszej drodze.
Dziękuję Monika za komentarz. Staram się, żeby to co robię wnosiło wartość do życia innych ludzi 🙂
Widzę Bartek, że potęga w blogowaniu jednak wzięła górę. Blogi rosną mocno w siłę. Dziękuję Ci za ten wpis, czytałam całą drogę do pracy niemal, włącznie z elementem, który na pewno nie wszyscy mieli okazję dostrzec. Wracając jednak do tematu Twoja siła to prosty przekaz, uderzający. I ja sobie dzisiaj zdałam sprawę, że jak w czymś kurcze! nie mam rezultatów to znaczy, że wybierałam drogi, które mnie do nich nie prowadziły. Dzięki! Powodzenia 🙂
Kamila blog zawsze był sercem wszystkiego co robię. Lubię pisać, nagrywać i chcę się temu w całości poświęcić 🙂
Bartku, podchodzę drugi, może trzeci raz do napisania komentarza. To jest dla mnie trudne. Coraz bardziej przekonuję się do Twoich artykułów i szkoleń. Dajesz wiedzę bardzo wartościową. Pomaga mi ona budować mój biznes. Wprowadzam ją pomału (może za wolno), ale rozumiem dlaczego należy to robić tak, a nie inaczej. Lubię Twój styl pisania. Wyjaśniasz i rozbawiasz. Przekazujesz trudne dla mnie zagadnienia tak, jak koleżanka, która dyktuje przepis na wspaniałe ciasto. Te małe kroki są genialne, bo można jakoś to ogarnąć. Na początku do biznesu, podchodziłam, jak do jeża, bo nie wiedziałam od czego zacząć. Byłam trochę wystraszona, trochę wątpiłam w… Czytaj więcej »
Dana BARDZO dziękuję za komentarz. Znamy się nieco lepiej i wiem z czym przyszło Ci się mierzyć. Dla mnie jesteś wzorem do naśladowania bo wiem, że to wszystko jest dla Ciebie wyzwaniem 🙂
Także możemy sobie wzajemnie pogratulować 😀
Bartku, naprawdę gratuluję i życzę Ci tej automatyzacji. No i planów wyjazdowych też 🙂 Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję Ci Bartku za to, że do nas piszesz, za trzymanie się optymizmów i naukę przyjmowania trudności z pokorą i spokojem. Również za to twoje uczciwe podejście do życia oraz za to, że pozwoliłeś być jednym z moich biznesowych autorytetów. Mógłbyś mieć na samochodzie takie koguty jak piloty na lotnisku “Follow me” 😉
Pozdrawiam serdecznie
Z tymi kogutami to całkiem niezłe, tylko ja trochę ostatnio mało się samochodem gdzieś dalej wypuszczam 😉
Dziękuję Ci Bartku za ten artykuł. Pomimo iż zajął mi 30 min z hakiem warto było go przeczytać (przeczytałam calusienki;)) Podoba mi się sposób, w jaki piszesz, dobitnie, konkretnie i stanowczo. W moich decyzjach brakuje jeszcze trochę tej stanowczości i pewności, ale cały czas ją szlifuję i stram się robić (nawet małymi kroczkami) to co sobie planuje na każdy kolejny dzień. Od stycznia prowadzę już terminarz i wieczorem wpisuję rzeczy, które powinnam zrobić następnego dnia. Jak na razie idzie mi to całkiem sprawnie, ok 90% planów i załatwień zostało już wykreślonych:). Ale codziennie walczę i do przodu! 🙂 Twoje artykuły… Czytaj więcej »
Hej Agata!
Każdy wielki budynek składa się z milionów małych elementów. A to co widzimy to zazwyczaj mała część, bo im większy budynek, tym większe musi mieć fundamenty 😉 Także pracuj sumiennie, bo różnicę w życiu nie pochodzą ze zrywów, ale z takiej właśnie systematycznej pracy.
Powodzenia!
Jeszcze raz napiszę – Bartku dziękuję za ten artykuł. Zazdroszczę Ci planów i spędzania właśnie roku z dala od domu. No i bardzo dobry pomysł z tą automatyzacją. Pozdrawiam.
Kurczę wcięło mi pierwszy wpis. No trudno powtarzam. Jak większość tutaj dziękuję za wsparcie jakie (chyba mimowolnie) udzielasz mi poprzez swoje artykuły. Po każdym bardziej chce mi się działać dalej w kierunku zaplanowanych działa. Po każdym artykule robię szybciej kilka kroków. Twoja energia i styl są dla mnie bardzo ważne. Sposoby na różne zmiany zawsze mi pomagają. To fajnie spotkać kogoś kto zamiast narzekać rozwiązuje problemy, choć wie że są one normalna częścią życia (Takie jest życie, nie co się na nie obrażać).
Trzymam kciuki za Twoje plany.
Cześć Romana!
Dziękuję za komentarz 🙂 Bardzo się cieszę, że artykuły w ten czy inny sposób są pomocne.
A problemy? Jedne rozwiążesz, to wyskoczą inne 😀
Witam.Dzięki Bartek raz jeszcze że jesteś , piszesz fajne teksty i jak widać inspirujesz wielu ludzi SUPER. Właśnie siedzę przy biurku z kartką, długopisem i otwartym twoim blogiem i na jego podstawie pisze plan dojścia do właśnie wytyczonego sobie CELU. Jestem przy drugim Kroku i im więcej pisze tym więcej pomysłów na jego realizację się pojawia – no przy tej okazji pojawiają się nowe mniejsze cele. To jest niezmiernie ważne aby sobie taki plan stworzyć, ale chyba jeszcze ważniejsze od jego stworzenia to nie odpuszczać go tzw. “słomiany zapał” ( przy okazji to jest właśnie moje wyzwanie) trzymać się planu… Czytaj więcej »
Plan jest bardzo ważny, ale czasami nadarzają się super okazje i wtedy warto lekko zboczyć. Niestety czasami złapanie takiej okazji może się okazać błędną decyzją. Nie ma na to żadnego wzoru i dlatego życie jest takie ciekawe 😀
Z przyjemnością przeczytałam Dzięki Bartku za wskazówki, warto tak działać. Świetny przykład z nauką breakdance.Mam podobnie w nauce programów graficznych. A gdy już idzie gładko, wyznaczam sobie nowe przejścia do następnego celu. Gdyby nie było trudności, nie byłoby takiej radości z osiągnięcia celu.
Zgadzam się! MEGA WPIS
W ogóle ten trick dla stałych czytelników, który zastosowałeś, i MASA konkretów, masakra, otwiera mi oczy. Piję jak wodę konkrety jeśli chodzi o tego typu pracę.
Chcę i uczę się od Ciebie, mega, serio. Dziękuję 😀
Piotr (Kraków) 😀
Ja również dziękuję za miłe słowa i komentarz 🙂
Niedawno zamieściłeś filmik z odwiedzin swojej dawnej grupy breakdance. Czy wróciłeś może do treningów ? Jesli mówisz, że miałeś tyle przerwy to te salta i fiflaki wyglądały nieźle.
P.S.
Fajny dodatek dla najbardziej uważnych czytelników 🙂
Nie, to był tylko taki gościnny wypad na salę, ale co jakiś czas chcę poćwiczyć takie rzeczy.
Bartku, w gąszczu emaili jakie zasypują moją skrzynkę – od Ciebie zawsze czytam. Ciekawe ile osób przeczytało uważnie i kliknęło w to co trzeba żeby się pojawił ukryty tekst 🙂 Świetnie, że dzielisz się wynikami swoich działań. Jak dla mnie to cholernie wzbudza wiarygodność i zaufanie. Ludzie nie mają pojęcia ile pracy i wysiłku trzeba włożyć w tworzenie czegoś od zera i rozwijanie tego. Przerabiałem już różne efekty swoich działań. Zacząłem biznes od zadłużenia i bankructwa, potem poszło sensownie. Następnie po utracie zdrowia kiedy nie mogłem pracować większość dochodu z biznesu padła. Zostało to co najcenniejsze – klienci i czytelnicy.… Czytaj więcej »
Hej Mikołaj! Zdrowia życzę no i coraz lepszych wyników 🙂
Witaj Bartek, trochę mnie znowu nie było, bo wakacje, których początek miałem nie przyjemny, zresztą miałem się pojawić na twoim webinarze, ale po wylądowaniu w PL odebrałem auto z lotniska i od razu z naszym maluchem pojechaliśmy do szpitala – i zdaje sobie sprawę że ominą mnie kolejny twój wartościowy webinar (apropo webinarów wysłałem Ci wiad. na priv.), ale wiadomo zdrowie dziecka ponad wszystko!!! a teraz do rzeczy, czyli odp. na artykuł 🙂 Hehe śmiać mi się chce (ze mnie oczywiście), bo mimo iż nieraz robiłem podobne kroki, które opisałeś w artykule powyżej, to moją pierwszą reakcją było otwarcie nowego… Czytaj więcej »
Robert z rozpoczynaniem projektów mam podobnie. Też uwielbiam ten początkowy moment a tego wykańczania po prostu musiałem się nauczyć, ale nie jest to konieczne, bo na świecie jest mnóstwo ludzi o innym usposobieniu. Jest dużo osób, które boją się, nie chcą, nie mają “tego czegoś” co potrzebne jest do zapoczątkowania projektu, ale oni są świetni właśnie w tym, żeby dany projekt dokończyć.
Jedni bez drugich oczywiście sobie poradzą, ale jest nieco ciężej 🙂
A ja właśnie chętnie bym pociągnęła taką rozpędzoną machinę, nie mam zdolności do zaczynania, ale do administrowania już tak 🙂
hej Lili trochę się u mnie pozmieniało, ale może chcesz mi pomóc ciągnąć moją lokomotywę?? jak tak, to odezwii się do mnie na fb Robert Jurdzinski
Dzięki za wpis! Dobrze powiedziane o bogatych i biednych – są zdecydowani albo nie. I tak jest w każdej innej dziedzinie życia, ludzie którzy czegoś nie mają, po prostu nie podjęli decyzji, że chcą to mieć i zabrać się za działania w tym kierunku.
Nie mam kompletnie pomysłu na to jak mam zarobić pieniądze i nie wiem co mam z tym faktem zrobić.
Jak napisałeś -niby nic odkrywczego, ale kropla drąży skałę, a informacja powtarzana wielokrotnie w końcu “dociera” do mózgu. Dziękuję za powtórkę. Z mojej strony – obserwując wyniki zauważam, że za dużo zaczynam na raz, a potem organizm nie wytrzymuje “ciśnienia”. Dlatego cały czas muszę pilnować, żeby po przeczytaniu takiego artykułu jak Twój, nie zacząć wywracać całego życia 😉 jedna zmiana na raz, a jeżeli czuję opór, to wprowadzam coś, co przybliży mnie do tej zmiany- powoli, ale działa 🙂 Chociaż jak trafia się okazja spełnienia marzenia, to stawiam wszystko na jedną kartę – musi się udać i tak się dzieje… Czytaj więcej »
Że co? Ma być dwa razy dłuższy artykuł? To zaraz nie starczy nam czasu na życie 🙂
Kurde myślałam że tekst będzie duuuzo dłuższy i okazuje się ze nie jestem aż tak leniwa ?
przeczytałam uważnie i o kurde…dzięki! na poczatku skupialam sie na najdrobniejszych szczegolach tego co chce osiagnac, albo robilam wszystko odwrotnie, stawialam kroki a pozniej rozmyslalam jaki jest tego cel. dzieki wskazowkom, a moze raczej dzieki przeczytaniu kilku artykulow i ich skumulowania w mojej glowie narodzily sie cele, ktore powoli staram sie osiagac 🙂 zaczelam szukac pracy, znalazlam ja w dwa dni! stalam sie przez to pewniejsza siebie i bardziej zadowolona z zycia. od jakiegos czasu biore udzial w warsztatach z kuglarstwa, a nawet odwazylam sie krecic zywymi ogniami na pokazach, otworzylam sie na ludzi, ich pomysly, a rozmowa ze znajomymi… Czytaj więcej »
Bartek, zaimponowales mi. Raczej uzaleznilam sie od tego bloga. Jestes po prostu najlepszy w tym co robisz.
yo
Cześć Bartku, zajrzałam do starszego wpisu przy okazji otrzymania od Ciebie dziś darmowego nowego ebooka (dziękuję! zaczęłam czytać w przerwie między pracą). Powiem Ci, że sposób ‘mocnych słów’ zamiast użalania się nad kimś wypróbowałam już nie raz i jest najskuteczniejszy. Najlepiej też działa na mnie, bo człowiek nagle jest zdziwiony, że zamiast go głaskać to ktoś się wścieka i mówi prosto z mostu. Natomiast nie mogę się wyrwać ostatnio z lekkiego przygnębienia, prowadzę korepetycje, mam i zdolnych i słabych uczniów. Niestety jeden z nich całkowicie wg mnie się marnuje. A winę chyba ponosi jego mama. On przychodzi i tłumaczy się… Czytaj więcej »
Lena moim zdaniem śmiało możesz powiedzieć co o tym wszystkim myślisz. 1. tłumaczy Pani syna2. robi z niego życiową ciamajdę (serio? Chce go Pani wychować na taką dupę wołową?)3. zamiast od niego wymagać, to go pani usprawiedliwia4. dziecku potrzebna jest UWAGA! 5. “jak Ci nie wstyd KOBIETO!”6. Sprezentuj jej książkę “Twoje dzieci to Twoja wina” 😉 i jeszcze “Jesteś bez grosza na własne życzenie” Obydwie napisane przez moją bratnią duszę – Larrego Wingeta. No i jak nic nie zadziała, to dopiero przejdź do tego, co napisałaś na końcu. Będziesz miała świadomość, że zrobiłaś co się dało, ale no nie ma… Czytaj więcej »
Dzięki Bartku! skorzystałam z Twojej rady. Mama chłopca patrzyła na mnie jak na kosmitę, po czym powiedziała, że to co ja jej tu powiedziałam, to ona usłyszała już nie raz od każdej koleżanki czy znajomej. (i gadaj tu z taką…) natomiast jeśli chodzi o książki, to ona już też przeczytała kilka takich i w żadnej z nich nie znalazła odnośnika do swojej sytuacji, każda z książek mówi o zupełnie innych problemach niż te w jej życiu. Wiesz Bartku, serce mi pęka gdy patrzę na jej syna, ale machnęłam ręką. To jej życie, a skoro wszyscy ludzie z jej otoczenia krzyczą… Czytaj więcej »
Niestety jak ktoś sam nie chce czegokolwiek zmienić, to zazwyczaj wszelkie próby pomocy kończą się fiaskiem. Szkoda tylko dzieciaka, bo nasiąka wzorcami, które w przyszłości mogą go mocno ograniczać.
Cześć Bartku. Jestem bardzo zadowolona, że przeczytałam ten wpis, naprawdę wartościowy i mam nadzieję motywujący… U mnie niestety to wszystko wygląda tak, że owszem, motywuje, ale tylko na chwilę, zaraz ta chęć działania mija.
Mam jeszcze pytanie: czy tęsknisz czasem za break’iem? Masz takie uczucie, że mimo wszystko chciałbyś do tego wrócić?
Pozdrawiam i dziękuję
Pewnie, że tęsknię. Czasami coś tam potańczę w domu 😉
Ha, należę do elity! Po uścisk zgłoszę się przy najbliższej okazji.
ps) Inspirujące (jak zwykle).
Mnie też temat zaciekawił
Chciałbym także podziękować Tobie i wszechświatowi, że trafiłem na Twojego bloga. Czytając Twoje historie uśmiecham się pod nosem, bo widzę w tym bardzo swoje odbicie. Też przerabiałem Break Dance i musiałem z tego zrezygnować. Teraz mam swój biznes i będę regularnie czytał wpisy, ponieważ są bardzo ciekawie napisane i bez ściemy, co bardzo doceniam.
Dziękuję 🙂