Jeżeli w Twoim życiu zawodowym lub osobistym zapanowała stagnacja, to daj coś od siebie. Zostań wolontariuszem, zaproponuj wykonanie jakiegoś zadania za referencje, poszukaj gdzie i kto może potrzebować Twojej pomocy.
Dlaczego? Powody są dwa:
Po pierwsze: dobro powraca.
Po drugie: lepiej pracować za darmo niż nie robić nic i popadać w marazm.
Aktywność rusza lawinę zmian. Pojawiają się nowi ludzie i zupełnie nowe możliwości. W tym odcinku poznasz historię jak poszedłem za darmo uczyć dzieciaki z miejskiej biblioteki i co mi to dało.
Aby być na bieżąco zachęcam do obserwowania kanałów, w których będą pojawiały się informacje o nowych odcinkach.
1. Subskrybuj kanał na YouTube ►http://bit.ly/subujpopiela
2. Polub fanpage ► https://www.facebook.com/liczysiewynik
Żeby dostawać powiadomienia wejdźcie na stronę główną fanpage:https://www.facebook.com/liczysiewynik
Jak najedziecie na przycisk „Lubię to”, to rozwinie wam się menu. I w sekcji „Powiadomienia” przełączcie na „wszystkie włączone”. Dzięki temu algorytm Facebooka nie będzie was pomijał i dostaniecie powiadomienie.
3. Snapchat ► bartekpopiel
Zapraszam do oglądania i pamiętaj, że kolejny odcinek już jutro o 6:30!
Wersja tekstowa
Dzień dobry! Witam Cię w kolejnym odcinku z serii Poranny Inspirator.
Dzisiaj chcę Cię przekonać do tego, że ofiarowanie czegoś od siebie naprawdę może pomóc Twojemu biznesowi.
Często zdarza się, że ktoś otwiera firmę, po czym… czeka, aż klienci sami do niego przyjdą. Siedzi czy to w lokalu, czy to w sklepie i poza tym siedzeniem właściwie nic się nie dzieje. Żadnego działania, żadnego aktywnego marketingu, nic.
W przypadku osób zajmujących się fotografią ślubną lub innymi mniej i bardziej podobnymi usługami też często jest podobnie. Szczytem starań o klienta często jest krótkie, nieciekawe ogłoszenie w lokalnej gazecie.
Czy to przynosi jakieś wyniki?
Nawet jeśli, to mizerne. Z kalendarza zleceń zieją pustki. A jeśli w kalendarzu pusto, zleceń nie ma, to co taka osoba robi? Nic.
Natomiast prawda jest taka, że często bardziej opłacalne od takiego siedzenia jest zrobienie czegoś choćby i za darmo. Brzmi jak herezja?
Po pierwsze, to proponuję małą rewolucję w Twoim myśleniu: tak naprawdę nigdy nie pracujesz za darmo, zawsze są tego jakieś konkretne korzyści. Naprawdę.
Czasami opłaca się wziąć dwa-trzy duże zlecenia za darmo tylko po to, żeby wejść w jakiś rynek. Ofiaruje się tym klientom konkretne wyniki, które wrzucisz także w swoje portfolio, a to z kolei przyciągnie do Ciebie kolejnych klientów.
Jeżeli jeszcze uda się zebrać na początku odpowiednie opinie, to prawdopodobnie będzie to naprawdę wspaniały start w karierę.
Teraz chciałbym Ci opowiedzieć pewną historię ze swojego życia.
Jakiś czas temu zajmowałem się szybkim czytaniem i efektywną nauką. Ta branża ma to do siebie, że wakacje zawsze są spokojniejszym okresem. Wiadomo: dzieciaki skończyły szkołę, wyjechały na wakacje, o nauce się nie myśli. Oczywiście jakieś zlecenia też czasem wpadały, ale było ich znacznie mniej, niż w trakcie trwania roku szkolnego.
Stwierdziłem wtedy, że przejdę się do biblioteki miejskiej. To był impuls: zobaczyłem jakieś ogłoszenie z informacją, biblioteka miejska organizuje różnego rodzaju zabawy, gry dla dzieci i tak dalej. Stwierdziłem, że przejdę się tam i sam zaproponuję poprowadzenie zajęć dla dzieciaków. Ot tak, z czystych nudów.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Poszedłem do tej biblioteki, przywitałem się, przedstawiłem, powiedziałem, czym się zajmuję. Sprawdzili sobie moją stronę internetową i stwierdzili: okej, fajna sprawa. Zrobimy listę chętnych i damy Ci znać.
Zostawiłem im jakąś wizytówkę, czekam jeden dzień, czekam dwa dni, drrrrryń dryyyyyyyyyń, telefon. Odbieram i słyszę:
– Dzień dobry Panie Bartku, ja tu dzwonię z biblioteki, bo mam do pana takie pytanie… Pan się do nas zgłosił w sprawie tych kursów szybkiego czytania, żeby tam coś tym dzieciakom podpowiedzieć apropos tej nauki. Jak dużą grupę by pan widział?
Nie do końca wiedziałem, o chodzi, ale mówię:
– Fajnie by było, jakby zebrać jakieś piętnaście osób… Wtedy byłoby już do kogo mówić, to już taka konkretniejsza grupa.
– No to niestety mamy problem – słyszę w słuchawce. W tym momencie jestem pewny, że mój pomysł był klapą, na zajęcia zapisały się maksymalnie trzy osoby. Totalna porażka. Słyszę jednak zgoła coś innego:
– No bo wie pan co, nie wiedziałyśmy, czy chce pan jakieś limity, czy nie.. i wychodzi na to, że zajęciami na chwilę obecną mamy 32 zainteresowane osoby.
To był dla mnie olbrzymi szok, serio! Przecież są wakacje! Te dzieciaki miały wolne, a zapisały się.,.. same z siebie! Same z siebie chciały się dowiedzieć tego, jak się szybciej uczyć.
Naprawdę niesamowita sprawa.
W dodatku w trakcie trwania kursu zdarzało się, że zapisane osoby przyprowadzały jeszcze rodzeństwo, kuzynów… W szczycie, na jednych zajęciach, było ponad 50 osób. Naprawdę niesamowita sprawa!
To, co robię, tak się spodobało osobom zajmującym się zarządzaniem biblioteką, że później zaproponowali mi projekt całoroczny. Skończyły się już wakacje, w trakcie których spotkaliśmy się cztery czy pięć razy i momentalnie dostałem propozycję (czy raczej prośbę) dalszego prowadzenia takich zajęć raz w miesiącu.
Biblioteka pieniędzy nie ma, więc z mojej strony była to całkowicie działalność pro bono, ale w sumie… co mi szkodziło? To przecież jeden dzień w miesiącu, mogę zrobić coś dla dzieciaków. Może kogoś nie stać na takie kursy? Różne mogą być sytuacje…
Poza tym to i tak świetny trening dla mnie. Każde wyjście na środek było olbrzymią lekcją. Jest kolosalna różnica, kiedy mam przed sobą salę pełną dorosłych ludzi, którzy sobie grzecznie siedzą, zapłacili, żeby posłuchać… to zupełnie inna publiczność, aniżeli takie dzieciaki.
Prowadzenie zajęć z młodzieżą to naprawdę najlepszy trening wystąpień publicznych, jaki kiedykolwiek mogłem sobie zafundować. Dzieciaki po prostu MUSISZ zaciekawić! Musisz te lekcje prowadzić w taki sposób, żeby one były non-stop zaintrygowane, bo jak nie, to zaraz zaczną gadać, ktoś się schowa pod ławkę…
W dodatku miałem tam dość spory przekrój wiekowy, więc tym bardziej musiałem się starać o utrzymanie stałego poziomu skupienia i koncentracji wśród moich kursantów. Jak mówię, dla mnie to też była niesamowita i bardzo cenna szkoła życia.
W każdym razie realizowaliśmy ten projekt z powodzeniem.
Jakiś czas później dostaję taki oto telefon:
– Bartku, słuchaj, bo tutaj ludzie są naprawdę z Ciebie zadowoleni, przychodzą rodzice, bardzo Cię chwalą, bardzo chwalą Twoje zajęcia. Dlatego… postanowiliśmy Cię zgłosić do konkursu Wolontariusza Małopolski. Chciałybyśmy, żebyś reprezentował tam naszą placówkę.
Stwierdziłem… że no niby ookej, ale przecież w sumie nic takiego jakiegoś wielkiego nie robiłem, to przecież nie były żadne ogromne działania społeczne z mojej strony.
Po prostu autentycznie chciałem pomóc tym dzieciakom, zacząłem te działania tylko dlatego, bo się nudziłem. Nic więcej. Nie uważałem się za wzór wolontariusza.
Do konkursu zostałem zgłoszony i tak. Wkrótce dostaliśmy zaproszenie na galę rozdania nagród w Krakowie.
Pojechaliśmy. Na miejscu było mnóstwo szkół. Od podstawówek po licea. Spotkałem wiele osób działających przy schroniskach dla zwierząt, przy Domach Dziecka, przy Domach Pomocy Społecznej i tak dalej i tak dalej. Mnóstwo ciekawych inicjatyw, cały ogrom niesamowitych ludzi.
Ja NAPRAWDĘ pojechałem tam z grzeczności (no bo jak poprosili, to głupio było mi odmówić). Wyobraźcie więc sobie moje zdziwienie, kiedy słyszę ze sceny:
Trzecie miejsce ten i ten;
Drugie miejsce ten i ten…
Pierwsze miejsce… BARTEK POPIEL 😮
Dostałem tam bardzo ładny dyplom: Dla Bartka Popiela za zajęcie pierwszego miejsca w konkursie Barwy Wolontariatu. To dla mnie naprawdę niesamowicie cenna rzecz. To też pokazuje, że tak naprawdę nigdy nie pracujemy za darmo.
Co ciekawe – to tam poznałem osoby, z którymi dzisiaj współpracuję. Tak jak na przykład Maciek, który właśnie w tej chwili stoi za kamerami. Poznaliśmy się właśnie na tej gali. On też tam był razem ze swoją dziewczyną, reprezentowali swoje liceum.
To naprawdę niesamowite rzeczy. Może Ci się wydawać, że nie, nie warto robić jakichś rzeczy za darmo, pro bono czy coś takiego. Ja jednak naprawdę bardzo mocno Cię do tego namawiam.
Jeżeli masz takie możliwości, to bardzo gorąco zachęcam, żeby zrobić coś za darmo, całkowicie nieodpłatnie dać coś światu. Wierz mi: dzieją się później naprawdę niesamowite rzeczy, wprost C U D A.
Jeżeli tylko możesz, to postaraj się wykroić jakiś kawałek czasu na zupełnie inne działanie.
To może być wolontariat, to może być pomaganie komuś w nauce (na przykład poprzez Akademię Przyszłości, którą wspieram rękami i nogami i całym serduchem, bo jest to naprawdę niesamowita inicjatywa połączona z działaniami Szlachetnej Paczki).
Możesz udzielać korepetycji, dzielić się swoją wiedzą. Jeśli jesteś dobry z chemii, to możesz prowadzić jakiś kanał na YouTubie poświęcony tej nauce. Możesz pisać teksty, udzielać się na różnego rodzaju forach. Naprawdę te wszystkie działania sprawiają, że zaczynają dziać się po prostu cuda.
Możesz poznać niesamowite osoby działając w różnego rodzaju NGOsach. W ten sposób jesteś w stanie wyrobić sobie naprawdę niesamowite znajomości, a to jest przecież piekielnie ważna rzecz.
Ponadto później tego typu działania możesz też przecież wpisać w CV. To nie ginie. Pracodawcy bardzo przychylnie na coś takiego patrzą.
Czasami ktoś mówi, że a, nie ma pracy albo pracodawcy chcą doświadczenia, ale nie ma jak go wyrobić, bo ja studiuję, chodzę do liceum i tak dalej.
Moje pytanie: i co z tego?
Zawsze jesteś w stanie wykroić jakiś kawałek czasu. Możesz poświęcić jakąś sobotę, a jeśli nie, to chociaż jeden dzień raz na dwa, trzy tygodnie. Raz na miesiąc? Lepsze to, niż nic.
Jeżeli działasz w tego typu organizacjach, to mam prośbę – napisz o tym w komentarzu. Podziel się swoim doświadczeniem, utwierdź mnie w przekonaniu, że to rzeczywiście ma znaczenie, że się przydaje. Może w ten sposób uda nam się przekonać tych „leniuchów”, że faktycznie warto? 🙂
I… w dzisiejszym odcinku to już wszystko. Jeżeli podobało Ci to, o czym mogłeś tutaj przeczytać, to zawsze możesz dać temu wyraz poprzez łapkę w górę na YouTubie, lajk na Facebooku, komentarz, udostępnienie, podesłanie tego znajomym… Możliwości masz wręcz nieograniczone. 🙂
Przykładów wiele, ale żeby nie mnożyć, to sytuacja z wczoraj:
Od 4 lat działam w międzynarodowej organizacji studenckiej. Mam już tyle kontaktów, że mogę załatwić każdą sprawę. Wczoraj wystarczyła jedna wiadomość na Facebooku i załapałem się na winobranie we Francji.
😀
Moim zdaniem kiepska rada, a wręcz szkodliwa. Zresztą widać to po Twojej historii, nie było happy endu w formie zaproszenia do poprowadzenia płatnych zajęć. Chcesz zabić swój biznes pracuj za darmo i ciesz się że po cichu wykańczasz cały rynek. To jest ostatni krzyk rozpaczy nie potrafię sprzedać tego czym się zajmuję więc zgłoszę się i będę pracował za darmo. Może dostanę jakiś dyplom, ktoś mnie pochwali, a i będę miał do portfolio. Nie słuchajcie takich rad to się nigdy nie sprawdza.Będziesz robił za darmo nikt Cię nie będzie szanował łącznie z klientami.
Nieprawda 🙂 z wieloma dzieciakami, które przychodziły na te zajęcia miałem też okazję pracować indywidualnie i rodzice płacili normalne stawki. Zostałem też poproszony o prowadzenie zajęć dla bibliotekarek z naszego okręgu i to był także płatny projekt.
No i proszę Cię – z tym wykańczaniem rynku to mnie rozbawiłeś. Tylko w tym roku, od stycznia do połowy kwietnia na kursach z efektywnej nauki wraz z moim partnerem biznesowym zarobiliśmy prawie 100 tys zł, więc wierz mi, rynek ma się baaaardzo dobrze 🙂