Wreszcie na nowym blogu. Premiera trochę się opóźniła i w zasadzie jeszcze brakuje kilku rzeczy, ale nie mogłem już dłużej czekać.
Co się zmieniło? Zmieniło się wiele, ale ta zmiana była po prostu potrzebna.
Nazwa
Od dzisiaj blog działa pod nazwą LiczySieWynik.pl. Kupiłem tę domenę w 2011 roku i już wtedy chodziło mi po głowie przeniesienie bloga na ten adres. Później się rozmyśliłem i chyba to wszystko musiało odpowiednio dojrzeć.
Skąd ta nazwa? Oglądałeś film „Siła spokoju”? W pewnym momencie jest taka akcja, że dwaj główni bohaterowie, czyli Sokrates i Dan wchodzą na górę.
Młody myśli, że na górze czeka na niego jakaś super niespodzianka. Gdy docierają na miejsce Dan pyta Sokratesa: „Co mi chciałeś pokazać?”. Sokrates odpowiada: „To” – i wskazuje palcem na kamień.
Młody zaczyna się wściekać, że został zrobiony w bamkuko. Gdy emocje nieco opadają, Dan mówi coś w stylu:
„Zrozumiałem. To wędrówka daje szczęście, a nie cel sam w sobie”.
Wcześniej widziałem ten cytat na różnych forach, powtarzało to wielu wielkich guru i…prawie uwierzyłem, że to prawda. Prawie, bo w 2010 roku postanowiłem napisać książkę.
To dość długa historia, ale postaram się ją maksymalnie streścić. Miałem już gotowe pierwsze trzy rozdziały książki. Do kolejnych trzech miałem przygotowany plan. Wiedziałem z grubsza, jakie tematy w nich poruszę, ale zawsze podczas pisania pojawiają się nowe pomysły.
Książkę pisałem na starym dobrym ASUS-ie A6R. To był okres, w którym jeszcze bardzo intensywnie zajmowałem się szkoleniami z szybkiego czytania i efektywnej nauki. Zostałem zaproszony na rozmowę do oddziału Tauronu w Sosnowcu, bo chcieli zrobić kurs dla działu kontrolingu.
Laptop, o którym wspomniałem miał jedną dużą wadę. Posiadał baterię, która była ciężka, a uściślając – waga laptopa z baterią i bez niej znacząco się różniły. Wyjąłem więc baterię i zabrałem ze sobą kabel, no bo skoro jadę do elektrowni, to raczej będzie się gdzie podpiąć.
Tak też było. Pojechałem, zrobiłem prezentację i ostatecznie dostałem bardzo lukratywne zlecenie.
Wróciłem do mieszkania, podpiąłem laptop i zacząłem pisać kolejne rozdziały książki. Pisałem kilka godzin z rzędu i w zasadzie byłem pewien, że jeszcze tego samego dnia czwarta i piąta część będą ukończone.
W pewnym momencie wyłączono w bloku prąd. Ekran w laptopie momentalnie zrobił się czarny. Wtedy dotarło do mnie, że bateria jest wyjęta!
Kiedy prąd został ponownie włączony odpaliłem w pośpiechu Worda. Kiedy się załączył, zobaczyłem pustą stronę. Kliknąłem w ostatnio używane pliki, ale tam też nic nie było.
Kurwaaaaa! – krzyknąłem. Ale też nie pomogło.
Do dzisiaj nie wiem, czy tamta wersja Worda nie posiadała autosave’a, czy ja byłem takim geniuszem, który pozwolił, by to było wyłączone.
Najlepsze, że jak pisałem poprzednie części, to natychmiast zapisywałem plik i później co jakiś czas klikałem tylko crtl+s. Ten jeden raz o tym zapomniałem i szlag trafił kilka godzin pracy. Byłem zły. Kiedy trochę się uspokoiłem, pomyślałem, że może tak musiało być, że nie ma tego złego i takie tam pierdoły.
Wtedy gdzieś w gąszczu tych wytłumaczeń przypomniało mi się hasło: “Droga jest ważniejsza niż cel”. Zaraz przyszła kolejna myśl: „Droga ważniejsza niż cel? Serio? To ja pierdolę taką drogę!”
Wiem, wiem, słownictwo niczym z rynsztoka, ale no – mam napisać, że powiedziałem:
“O kurcze blade”? 😀
Kiedy ochłonąłem, siadłem ponownie do pisania i nawet w telefonie nastawiłem sobie alarm, żeby co 15 minut zapisać plik.
Po kilku dniach książka była ukończona. Kiedy nadszedł dzień premiery, to czułem z jednej strony ekscytację, bo jakby nie było napisanie książki było jednym z moich marzeń, a z drugiej strony obawiałem się jak ta książka zostanie przyjęta.
Po trzech dniach od premiery, “Zrobię to dzisiaj!” wspięło się na pierwsze miejsce listy bestsellerów i utrzymywało się na szczycie przez blisko cztery miesiące.
Samo pisanie nie było dla mnie okresem, który bym jakoś z zachwytem wspominał. Natomiast wydanie książki, pierwsze statystyki i opinie były i są czymś fantastycznym. Najwięcej radości dało mi nie samo pisanie, ale jego wynik.
Dlatego postanowiłem zarezerwować tę domenę.
Kolejny raz kiedy ‘liczy się wynik” było mi bliższe niż “liczy się droga” to mój pierwszy maraton w 2012 roku.
Po przekroczeniu 20 kilometra po prostu zdychałem. Bolało mnie kolano i było mi wstyd, że wyprzedzają mnie ludzie, którzy mocno zawyżają statystyki dotyczące długości życia w Polsce. To tak, jakbyś siedział w Lamborghini, a wyprzedzałby Cię skuter.
Kiedy przekroczyłem 30 kilometr marzyłem, żeby to się wreszcie skończyło. Marzyłem, żeby wbiec na metę, dostać medal, napić się piwa i odpocząć. Gdybym nie ukończył tego maratonu, to nie byłoby czego świętować, a wręcz czułbym się upokorzony.
Tak samo miałem z publikacją niektórych artykułów. Kiedy nad nimi pracowałem, to bywały momenty, że miałem ich serdecznie dość. Jednak kiedy wreszcie wrzuciłem je na blog, ostylowałem i kliknąłem: „publikuj wpis”, to czułem się po prostu bosko.
No tak na logikę: kiedy pisałeś pracę licencjacką albo magisterską, to naprawdę kręciło Cię robienie ankiet, siedzenie nad książkami i kombinowanie jak napisać to samo, ale na tyle inaczej, żeby nie podpadało pod plagiat? Czy może lepiej się czułeś, gdy już wyszedłeś z obrony i wiedziałeś, że już po wszystkim?
Albo jeśli jesteś kobietą, która rodziła naturalnie, to czy sam poród był taki ekscytujący? Naprawdę droga była ważniejsza niż moment pojawienia się dziecka na świecie? Otóż to!
Dlatego wynik jest piekielnie ważny. Bez względu na to, czy chodzi o biznes, rozwój osobisty, sport czy cokolwiek innego. Jest ukoronowaniem pewnego etapu. Jest nagrodą za włożony wysiłek.
Tematyka i forma
Jak widać, blog jest obdarty z wszystkiego, co może odciągać od czytania. Proste logo, prosty design, czytelny układ, maksymalnie uproszczony panel po prawej stronie.
Tak jak zapowiadałem, z bloga zniknęło wszystko co było związane z szybkim czytaniem i efektywną nauką. Mamy teraz takie kategorie jak: rozwój osobisty, marketing & sprzedaż, biznes, produktywność i życie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że są osoby, którym ta zmiana nie pasuje. Oni zapewne stwierdzą, że kiedyś blog był lepszy, że powinienem pisać o motywacji itp. Spodziewam się lekkiego spadku w statystykach, ale ja wiem, dokąd zmierzam, i jakoś to przeżyję. Wiem, że to będzie chwilowe zawirowanie.
Docelowo ten blog będzie o tym, jak stworzyć dochodowy biznes działający w 99% w oparciu o internet, ale na takie przejście daję sobie dwa lata.
Wpisy z ostatniej kategorii (życie) będę zajawiał jedynie na fanpage. Nie będę wysyłał o nich informacji mailowej. Czasami mam ochotę coś skomentować, pokazać mój punkt widzenia, a na poprzednim blogu nie było na to miejsca. Będę pisał takie teksty, nawet jeśli nikt ich nie będzie komentował i nie będzie klikał lajków. Tak, robię to dla siebie, ale liczę, że jednak będą się pod takimi wpisami pojawiały ciekawe dyskusje.
Przeprowadzka była świetną okazją do tego, żeby przejrzeć starsze wpisy. Ogromna ilość poleciała do kosza, bo nie spełnianiała moich dzisiejszych standardów. Niebawem takie same czystki zrobię na youtube.
Chcę także wprowadzić zmiany w formatach i pewnego rodzaju cykliczności. Idealnie by było, gdyby teksty ukazywały się 4-5 razy w miesiącu. Z taką samą regularnością chcę wypuszczać video, bo mocno zaniedbałem ten temat.
Ta zmiana wymaga także ode mnie wielu wyrzeczeń i mówienia wielu zleceniom “nie”. Wierzcie mi, życie ostatnio mocno mnie testuje, bo jak rozpisałem cały plan. co chcę robić i na czym się skupić, to pojawił się klient gotowy zapłacić 20 tys. zł za to, żebyśmy zrobili mu cały marketing.
Przez kilkanaście dni chodziłem skołowany, ale jednak odmówiłem, co nie było łatwe. Co ciekawe, po kilku dniach pojawiło się kolejne zlecenie z jeszcze większym budżetem. No i już nie wiedziałem, czy to jakiś znak z niebios, żeby jednak to przyjąć, czy może taki test tego, na ile będę potrafił być wierny swoim postanowieniom. Też odmówiłem, choć byłem rozdarty między tym, co logiczne, a tym, co dyktuje mi serce.
Na całe szczęście nie mam noża na gardle. Nie żyję od pierwszego do pierwszego, bo wtedy brałbym wszystkie takie zlecenia z pocałowaniem ręki. To jest zdanie, które nic nie wnosi do tekstu, ale tak jak ostatnio po cichu informuję, że na końcu jest taka mała kreska. Jak w nią klikniesz, to znajdziesz raport finansowy z ostatnich miesięcy. Wracamy do głównego wątku.
Dojdzie też pewna nowość, a mianowicie podcasty. Odkąd mam iPhona, jestem niesamowicie podjarany podcastami i moim zdaniem coś powinno się wydarzyć, żeby osoby mające telefon z andkiem na pokładzie miały także dostęp do iTunsa.
Stwierdziłem, że też spróbuję swoich sił na tym polu, bo może wśród was są osoby tak zabiegane, że zdecydowanie wolą dłuższą wersję audio niż choćby 5-minutowe video. Na razie nie chcę nic obiecywać, bo może się okazać, że po kilku odcinkach stwierdzę, że to jednak nie moja bajka.
Jeszcze jeden blog
Odpalamy jeszcze jeden blog – piszę “my”, bo to wspólne przedsięwzięcie z moją żoną. Chcemy podzielić się naszym doświadczeniem związanym z wychowaniem dziecka, przygotowaniem wyprawki, jakie rzeczy kupować, co sobie odpuścić.
Z czasem to właśnie na tym blogu wrócimy z informacjami na temat efektywnej nauki, szybkiego czytania i ogólnie tematu edukacji. Na pewno będziemy tam też pisać o związkach, bo już kiedyś znajomy mi powiedział, że jesteśmy taką parą, że spokojnie moglibyśmy zrobić szkolenie pod tytułem: “Jak zbudować szczęśliwy związek?”. Wkładamy w to oboje dużo pracy, ale dzięki temu jest dobrze.
Właściwie to główną twarzą tego bloga będzie Ola, a ja będę taką “szarą eminencją” i raczej pomogę od strony marketingu. Choć pewnie co jakiś czas też się pojawię.
Chcemy w dużej mierze pójść w video, bo w Polsce chyba wszystkie blogujące mamy piszą. Problem w tym, że inne mamy często nie mają możliwości, żeby na spokojnie przeczytać artykuł. Bo jak mama czyta, to dziecko też chce się pobawić laptopem.
Jedyna opcja jest wtedy, jak dziecko ma drzemkę, ale wtedy mamy ogarniają jakiś obiad, porządki itp. Z video jest łatwiej. Włączysz, postawisz laptop na stole, możesz się bawić z dzieckiem i przy okazji posłuchać. Zobaczymy, jak to się sprawdzi, bo jakoś to video musimy nagrać, a przy małej to może być “nieco” kłopotliwe 🙂
Dlaczego miałoby Cię to interesować? Powody są dwa.
Po pierwsze: jak masz małe dziecko lub planujesz mieć, to znajdziesz tam sporo użytecznych informacji.
Po drugie: w tym miejscu będę co jakiś czas pokazywał, co robię na tamtym blogu od strony marketingowej. Czyli tam budujemy wszystko od zera, a tu będę pokazywał, jak to wszystko wygląda od kuchni.
Dlaczego coś takiego robię, skoro mam tyle planów związanych z własnym blogiem? To bardzo proste: w Polsce i na świecie jest mnóstwo osób, które uczą, jak zbudować biznes, jak robić marketing i więcej sprzedawać. Robią kursy i szkolenia i w zasadzie to jest cały ich biznes. Nie mają nic poza tym, że potrafią ładnie opakować zdobytą widzę.
Na przykład taki Brian Tracy – świetny gość, napisał fenomenalne książki, ale czy potrafiłby otworzyć i z sukcesami prowadzić np. sklep obuwniczy? Nie wiadomo. W teorii wszystko super brzmi, ale jak się to skonfrontuje z rzeczywistością, to już może nie wyglądać tak kolorowo.
W Polsce jeden dość znany trener biznesu wyłożył się na prowadzeniu biznesu usługowego. Niby zdobył klientów, sprzedał kilkaset sztuk, ale nie potrafił tego opanować i ostatecznie zamknął temat. Skupił się jedynie na prowadzeniu szkoleń.
Tu nie będzie żadnego lukrowania. Będę pokazywał co wyszło, gdzie i jaki popełniłem błąd, jakie są statystyki, jakie efekty i co można było zrobić lepiej. To będzie świetna baza wiedzy, dla osób, które zamierzają otworzyć własny biznes, oraz tych, którzy już działają od lat, ale do tej pory internet był dla nich tylko małym dodatkiem.
Krótko mówiąc, to wszystko, co zrobię na tamtym blogu, ma pokazywać, że to czym się dzielę tutaj, po prostu działa.
Dużo pracy się szykuje, ale nie chcę jednocześnie stracić z tego wszystkiego funu. Zatem może się okazać, że teksty będą rzadziej, że podcast ruszy później itp.
Tak już na koniec napiszę, że niesamowicie się cieszę, że te zmiany wreszcie dobiegają końca. Było momentami ciężko, ale czuję że będzie tu naprawdę sympatycznie. Jak pierwsze wrażenia?