10 lekcji z książki “Firma, czyli TY”, które poprawią Twój biznes

Są zdarzenia, które wyznaczają w Twoim życiu pewną granicę. O czymś, co stało się X lat temu, możesz mówić: “to było, ZANIM otworzyłem firmę”, “to zdarzyło się PRZED narodzinami mojej córki”.  

Nic dziwnego – przyjście na świat pierwszego dziecka lub wykonanie pierwszego kroku na ścieżce przedsiębiorczości potrafi odwrócić wszystko do góry nogami, zmienić Twój sposób postrzegania rzeczywistości i wpłynąć na to, jak myślisz. 

Uważam, że taką granicę w życiu mogą wyznaczać również przeczytane książki. Czasem zdarza mi się sięgnąć po lekturę, która wywołuje w mojej głowie prawdziwą rewolucję!  

Pochłaniam wtedy literka po literce, zdanie za zdaniem, stronę za stroną… A mój mózg chłonie to wszystko krzycząc: KSIĄŻKO, GDZIE BYŁAŚ PRZEZ CAŁE MOJE DOTYCHCZASOWE ŻYCIE? TO CIEBIE MI BRAKOWAŁO! 

Podobne “oświecenie” przeżyłem, gdy w moje ręce trafiła nowa pozycja pióra Paula Jarvisa. “Firma, czyli TY” od razu znalazła honorowe miejsce zarówno na mojej półce, jak i w moim sercu. I wcale nie przesadzam. 

Ona utwierdziła mnie w przekonaniu, które intuicyjnie rodziło się we mnie już od jakiegoś czasu. Uzasadniła moje przeczucia, wiążąc je z konkretnymi przypadkami ze świata biznesu oraz mechanizmami psychologii czy marketingu. I wreszcie: wypunktowała wiele z tego, czego nie potrafiłem (nie miałem odwagi?) nazwać. 

Myślę jednak, że wiele osób odbierze tę lekturę niczym rzucone wyzwanie. Jej główna myśl płynie pod prąd tego, co powszechnie sądzi się o prowadzeniu firmy.  

Pomyślałem więc, że bardzo nieładnie z mojej strony byłoby trzymać wiedzę z tej książki wyłącznie dla siebie. Dlatego, po pierwsze, postanowiłem wesprzeć marketingowo akcję promocyjną “Firma, czyli TY” na polskim rynku i chętnie wprowadziłem ją do swojej oferty. 

 

“Firma, czyli Ty” to oficjalny przewodnik po tym, jak tworzyć świetnie zarabiające firmy, posiadające zautomatyzowane systemy, które widząc okazję do wzrostu zastanawiają się tak, jak ich właściciele: czy naprawdę tego potrzebuję i czy to jest właściwa ścieżka dla mnie? Przykłady i różne odpowiedzi na to pytanie znajdziesz w środku.

Jestem przekonany, że te wskazówki przyczynią się do większej ilości klientów  z polecenia w Twojej firmie, niezależnie od branży w jakiej działasz (no chyba, że bierzesz udział w przetargach).

Szczerze polecam Ci jeden z tych pakietów:

Druk + ebook

Druk + ebook + audiobook

A po drugie, nawet jeśli teraz z różnych przyczyn nie możesz skorzystać z mojej propozycji, nie musisz rezygnować z najważniejszych lekcji płynących z tej lektury – te zebrałem poniżej. 

Zapraszam! 

1. Duża firma to NIE JEST gotowy przepis na sukces. Ani na szczęście. 

Nie wiem skąd się wzięło przekonanie, że sukces firmy można mierzyć wyłącznie jej rozmiarem. Więcej pracowników, większy obrót, większe biuro.  

Kiedy się nad tym zastanowić, to jasne, łatwo można znaleźć MNÓSTWO wad dążenia do tego, by firma wciąż rosła.  

Mimo wszystko, podświadomie, cały czas wydawało mi się, że pełne prawo do nazywania się przedsiębiorcą mają tylko ci, którzy dążą do tego, by ich firma była z każdym dniem coraz większa. 

Teraz mam już odwagę powiedzieć: takie myślenie prowadzi na manowce.

Rozmiar firmy niczego nie gwarantuje. Ani sukcesu, ani – tym bardziej – szczęścia. 

Duże organizacje też upadają! W dodatku dzieje się to w bardziej bolesny sposób, niż w przypadku małych i średnich przedsiębiorstw.  

A sukces? Sukces mierzymy taką miarą, jaką sami zdefiniujemy. 

Jeśli chcemy przewodzić zespołowi ludzi, to oczywiście nie ma w tym nic złego, ale samo zarządzanie ogromną firmą nie może być synonimem sukcesu! Nawet, jeśli podświadomie tak właśnie sądzimy, to… Może czas, by przestawić w naszej głowie kilka spraw? 

Bo może jednak… “sukces”, to nie tylko pieniądze. Czyż nie rozsądniej jest mierzyć go poczuciem spełnienia, szczęścia, spokoju i wolnego czasu poświęcanego rzeczom, które Cię kręcą?

2. Skup się na tym, by firma była coraz lepsza. Nie coraz większa. 

Wiele firm przekłada “wielkość” nad “jakość”.  

Zaczynają z piękną wizją, a kończą jako nieludzka machina bez twarzy, która ukochanych “klientów” zamienia w bezosobowe “leady”, a każdego pracownika zrównują z “zasobem ludzkim”, jakby był niczym więcej jak cyferką w Excelu.  

Zupełnie jak komputer czy biurko… Ważne, by słupki się zgadzały.

Wielu mi powie, że przesadzam. Pewnie trochę tak. Na pewno znajdzie się mnóstwo firm, które można podać jako przykład tego, że się mylę. Ale na miejsce każdego takiego przykładu wspólnie moglibyśmy znaleźć dziesięć innych firm, do których powyższy opis doskonale pasuje. 

Dlatego cieszę się, że dzięki argumentom z tej książki w końcu znalazłem w sobie odwagę, by przeciwstawić się manii “wielkości”. Teraz z czystym sumieniem cały swój wysiłek mogę włożyć w poprawę jakości tworzonych przeze mnie materiałów, czy świadczonych usług.  

Bez głupich i bezsensownych myśli, że skoro zatrudnienie w tym roku nie wzrosło u mnie, to “marnuję mój potencjał” i “stoję w miejscu”. Bo wcale tak nie jest.  

Jasne, że “jakość” często trudniej jest zmierzyć, ale…   

3. Mała firma na start ma mnóstwo przewag nad każdą korporacją. 

Według badania Startup Genome Project większość start-upów upada przez zbyt szybkie skalowanie zatrudnienia. Widzisz to?  

Te start-upy próbą się wpisać w model dużej firmy bez odpowiedniego przygotowania. Wydaje im się widocznie, że wielkość organizacji uchroni ich przed złym i okrutnym rynkiem, a tymczasem – dzieje się zupełnie odwrotnie! 

Takie start-upy nie próbują wykorzystać mocnych stron swojej sytuacji. A ta rodzi przecież wiele przewag nad ich większymi rywalami.

Weźmy za przykład “relacje”. To coś, czego nigdy nie będziesz miał jako klient wielkiej korporacji, ale która jest już wręcz namacalna wtedy, gdy robisz interesy z malutką firmą. 

To, że “mały” może wygrać z “wielkim” wiadomo od najdawniejszych czasów. Pamiętasz pojedynek Goliata z Dawidem? 😉 

A w jaki sposób pilnować, by nie urosnąć za bardzo? Oto odpowiedź.

4. Miej nie tylko “plan minimum”, ale również: “plan maksimum”. 

Biznes może być jak narkotyk. Na początku chcesz tylko spróbować, nieśmiało rejestrujesz jednoosobową działalność, wystawiasz pierwszą fakturkę, obserwujesz pierwsze wpływy na konto… I ani się oglądasz, kiedy chcesz WIĘCEJ WIĘCEJ WIĘCEJ WIĘCEJ…. 

Niektórzy nazwą to chciwością, inni ambicją, jeszcze inni powiedzą, że to naturalne dążenie do rozwoju. I moim zdaniem rację będą mieć wszyscy z nich! 

Nie każdy będzie podatny w równym stopniu na pokusy bycia coraz większym, ale jeśli – tak jak ja – zaliczasz się do tego grona, by ciągle robić wszystkiego więcej, to po prostu warto założyć sobie odpowiedni “kaganiec”, by nie ulec “nałogowi”.  

Jako “kaganiec” może nam posłużyć tzw. plan maksimum. 

Pomysł tak prosty, że naprawdę nie mogę zrozumieć, jakim cudem nie wpadłem na to przed przeczytaniem tej książki! 

Bo wiesz przecież – lub łatwo możesz to policzyć – ile pieniędzy potrzebujesz, by w spokoju spełnić wszystkie swoje potrzeby oraz odłożyć określoną kwotę do specjalnej poduszki finansowej, prawda?  

A co zrobisz z pieniędzmi, które przekroczą Twoje potrzeby? Poza tym, że taka sytuacja jest praktycznie niemożliwa, bo… Twoje potrzeby prawdopodobnie będą rosnąć w miarę kolejnych zer na Twoim koncie 😉 

Jednak czy wraz ze wzrostem Twoich potrzeb będzie rosnąć Twoje szczęście? Szczęście Twojej rodziny? Satysfakcja z pracy? Kiedy osiąganie kolejnych celów, zarabianie kolejnych pieniędzy, których – jestem tego pewny – będziesz potrzebował, przestanie służyć swoim prawdziwym celom? 

Wiem, że to, co chcę powiedzieć, jest cholernie kontrowersyjne, ale pomyśl: 

czy nie warto w pewnym momencie zatrzymać się z tym, co masz i po prostu zacząć się tym cieszyć, zamiast próbować zdobyć WIĘCEJ WIĘCEJ WIĘCEJ, w imię… No właśnie – czego? 

małej firmie masz ten komfort, którego nigdy nie zyskasz w większej firmie. Więcej osób decyzyjnych, managerów, dyrektorów, wspólników, udziałowców – ich presja będzie Cię wyciskać niczym cytrynkę.  

Dlatego też większa firma nigdy nie będzie do końca Twoja, w przeciwieństwie do małej, zwinnej organizacji, w której to jedynie Ty sam możesz się wyciskać… O ile sobie na to pozwolisz. W “Firma, czyli TY” jest to świetnie opisane.

5. Zazwyczaj wygrywają proste zasady, proste procesy i proste rozwiązania. 

Bo każda komplikacja to inwestycja czasu i ryzyko popełnienia błędu, którego naprawa również okaże się kosztowna. Nie mogę sobie na to pozwolić – muszę więc dążyć do maksymalnej prostoty.  

I owszem, jest to ekstremalnie trudne. Bo jak napisał Antoine Saint-Exupery: “Wydaje się, że doskonałość osiąga się nie wtedy, kiedy nie można już nic dodać, ale raczej wtedy, gdy nie można nic ująć.”.  

A doskonałości, jak wiadomo, się nie osiąga. Do doskonałości się dąży 😉 

Dlatego tak ważne dla mnie jest to, że małe firmy mogą (i powinny!) skupiać się na upraszczaniu, niezależności, długoterminowej wydajności oraz dochodowości. Skala zatrudnienia nie jest potrzebna do ani jednej z tych rzeczy.

6. Naucz innych wszystkiego, co wiesz. 

Zgodzisz się ze mną, że istotą marketingu nie jest nic innego, jak budowa sympatii i zaufania? To z kolei, oczywiście, prowadzi do pozyskiwania klientów. 

A wiesz, co najlepiej służy do jednego i drugiego? 

Uczenie innych. 

Nie dość, że poprzez blog, podcast lub ekspercki kanał na YouTubie budujesz wizerunek eksperta, którego klienci polubią i któremu zaufają, to w dodatku masz niepowtarzalną okazję do ugruntowania i usystematyzowania Twojej wiedzy. 

I wierz mi –  to, że coś opiszesz, choćby krok po kroku, to nie znaczy, że wszyscy to zgapią. Od wiedzy/pomysłu, do wdrożenia, jest daleka i wyboista droga.  

Ponad roku temu opublikowałem na blogu bardzo obszerny i bardzo szczegółowy materiał na temat tworzenia procedur w firmie. I wiesz co? Do dzisiaj dostaję mnóstwo zapytań o przeprowadzenie odpowiedniego wdrożenia w firmie X i Y, pomimo tego, że jedyne, co musiałbym zrobić, to zastosować wszystkie rady zawarte w tekście.

Nic więcej! 

I ta książka ponownie utwierdza mnie w przekonaniu, że obrana przez nas droga jest słuszna.

7. Zacznij od “nie”. 

Prowadząc małą firmę muszę być mistrzem asertywności. Muszę odmawiać projektom, które nie wywołują we mnie ekscytacji na samą myśl o nich. Muszę odmawiać ludziom, którzy chcą bezproduktywnie wykorzystywać mój czas. 

I wreszcie: muszę znaleźć odwagę, by odmawiać klientom, z którymi już na etapie rozmów wyczuwalne są kłopoty. Takim, którzy ciągle narzekają, muszę mówić “nie”. Nie mogę sobie pozwolić na pracę z tymi, którzy sprawiają, że jestem sprowadzany do roli zwykłego rzemieślnika. 

Podejście “klient nasz pan”? Nie w małej firmie. Tej na to nie stać. Bo jasne – w krótkiej perspektywie może się wydawać, że będzie OK. Wystawisz fakturę i dostaniesz pieniądze.  

Ale w dłuższej? Zmęczysz się, wypalisz, stracisz entuzjazm, a czas, który mógłbyś poświęcić rewelacyjnym klientom sprawiającym, że zmieniasz ten świat na lepsze, zmarnujesz na malkontentów.  

To jest piekielnie trudne i przyznaję, że kiedy startowałem nie miałem takiego komfortu i łapałem się każdego zlecenia. Jednak z czasem warto robić małą „selekcję”.

8. Klienci nie oczekują perfekcji. Klienci oczekują traktowania “fair”. 

“Perfekcyjny” jest bardzo często wrogiem “zrobionego”. Zawsze i wszystko może być wykonane lepiej. W każdym projekcie można znaleźć obszar do poprawy.  

I wszystko można poprawiać w nieskończoność. A na to żadna firma (nieważne – mała czy duża) pozwolić sobie po prostu nie może. Produkty trzeba wypuszczać, usługi realizować. Oczywiście z dbałością o każdy detal i starając się dać z siebie wszystko, ale spójrzmy prawdzie w oczy – Twoje “wszystko” nigdy nie będzie perfekcyjne.  

Zdarzać się będą potknięcia, pomyłki. To zupełnie normalne. 

I Twoi klienci również to zrozumieją, bo… Masz z nimi prawdziwą relację, pamiętasz?  

Nie jesteś bezduszną machiną.  

Jesteś Janek/Ania/Paweł/Marcin, do którego mogą zadzwonić lub napisać. Jesteś prawdziwym człowiekiem, który może przeprosić, gdy coś zawali. I tak powinno być. A będzie to niesłychanie trudne do utrzymania w miarę wzrostu firmy.

9. Zamiast na “strategii wyjścia” skup się na “strategii dawania klientom maksymalnej wartości”. 

Relacja z moimi klientami, niemożliwa do zbudowania w większej organizacji, pozwala mi bez cienia wątpliwości powiedzieć, że po prostu znam ludzi, którzy kupują moje produkty. A o ich problemach i bolączkach wiem, bo sami mi o nich mówią – i wcale nie potrzebuję do tego rzeszy badaczy, behawiorystów, czy kosztownych wywiadów fokusowych. 

I dlatego mogę z takim powodzeniem skupiać się na “strategii dawania klientom maksymalnej wartości” – po prostu wiem, czego potrzebuje rynek i co będzie dla niego wartościowe.  

Nie potrzebuję “strategii wyjścia”, bo i wychodzić nie mam zamiaru. Robię to, co lubię, czuję że LiczySieWynik.pl robi dobre i użyteczne rzeczy i możemy z tego żyć.  

Układ idealny. Po co z niego rezygnować? W imię czego? Paru groszy, które dostałbym za sprzedaż mojego “dziecka”? Dla mnie to wręcz nieludzka wizja! 

I, jak się okazuje, nie ma w tym nic złego 🙂

10. Będąc Małą Firmą, możesz robić Wielkie Rzeczy! 

Jestem Małą Firmą z wyboru. I taką chcę pozostać. 

Bez żadnych kompleksów mam odwagę powiedzieć: to, co robimy, pozwala nam zmieniać świat na lepsze. Pomagając naszym klientom, robimy Wielkie Rzeczy.

Nie “pomimo” tego, że nie jestem wielką korporacją, ale “dzięki” temu.  

I myślę, że to najważniejsza lekcja z całej lektury. Coś, co otworzyło mi oczy. Upewniło mnie, że moje podświadome dążenia były słuszne. Zapewniło mnie, że nie muszę się przed nikim tłumaczyć i usprawiedliwiać. 

I jestem pewien, że cała książka da Ci znacznie więcej. Mogę wręcz zagwarantować, że nie pożałujesz ani minuty spędzonej nad ostatnią publikacją Paula Jarvisa.  

I nie musisz się zgadzać ani ze mną, ani z autorem książki. Jeśli zwracasz się w przeciwnym kierunku, marzysz o wielkiej firmie – również powinieneś sięgnąć po ten tekst. Wydaje mi się, że możesz znacząco zwiększyć swoje szanse na sukces, jeśli nie odpuścisz swoich marzeń po poznaniu argumentów Paula 😉  

Jeśli nie miałeś jeszcze okazji przeczytać tej książki, mam dla Ciebie specjalną propozycję: 

W książce „Firma czyli Ty” jest nacisk na to, żebyśmy byli coraz lepsi w swoim fachu, bo to gwarantuje lojalność klientów, oraz to, że będą nas polecać dalej.

Od początku swojego działania w dużej mierze pozyskuję klientów w oparciu o rekomendacje. To baza, na której opiera się w dużej mierze mój model biznesowy.

Jestem przekonany, że te wskazówki przyczynią się do większej ilości klientów  z polecenia w Twojej firmie, niezależnie od branży w jakiej działasz (no chyba, że bierzesz udział w przetargach).

Szczerze polecam Ci jeden z tych pakietów:

Druk + ebook

Druk + ebook + audiobook

A może jesteś już po lekturze? Jeśli tak, to nie możesz opuścić tego artykułu bez podzielenia się z nami, które z lekcji Paula były najcenniejsze dla Ciebie. Zgadzasz się z moimi notatkami, czy może Twoją uwagę zwróciło coś zupełnie innego? Daj znać 🙂 

Oceń ten wpis
Subskrybuj
Powiadom o
guest

13 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Piotrek
Piotrek
4 lat temu

Brawo, tekst otwiera oczy??

Bartek Popiel
4 lat temu
Reply to  Piotrek

Mam nadzieję 🙂

Dariusz
Dariusz
4 lat temu

Bartku kolejna petarda ! Ostatnia lektura “minimalista ” zamieszkała u mnie na dobre .

Pytanie: gdzie znajdę listę 10 książek które polecasz ?

Pozdrawiam

Bartek Popiel
4 lat temu
Reply to  Dariusz
Dariusz Łukasik
Dariusz Łukasik
4 lat temu

Dziękuję za ten post. Dobry jest. Naprawdę. Edukuj nas dalej.

Bartek Popiel
4 lat temu

Będą jeszcze okazje 😉

Romana
Romana
4 lat temu

Przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Ale muszę jeszcze parę rzeczy przemyśleć. Co oznacza, że tekst jest bardzo dobry, bo daje do myślenia.

Bartek Popiel
4 lat temu
Reply to  Romana

Cieszę się, że ten artykuł dał Ci wartość Romana.

Eryk
Eryk
4 lat temu

Ja jestem już po lekturze tej książki. Kupiłem ją po przeczytaniu Twojego artykułu. Książka naprawdę daje do myślenia, ale muszę koniecznie do niej wrócić jeszcze raz i na spokojnie porobić notatki, przemyśleń niektóre rzeczy.

Bartek Popiel
4 lat temu
Reply to  Eryk

Zawsze warto wracać do takich pozycji. Po kolejnych lekturach zwraca się często uwagę na kompletnie inne rzeczy.

Migdrut.pl
Migdrut.pl
3 lat temu

Cześć, mnie osobiście ta książka nie zachwyciła, owszem fajna ale jednak spodziewałem się trochę więcej. Z racji swojej pracy analizuje wiele firm pod kątem finansowym, często spotykam jednoosobowe działalności o zarobkach 200tys+ netto rocznie. Najlepsze wyniki jakie widziałem realnie to 500, 700 tyś rocznie na jdg.

Paulina
Paulina
3 lat temu

Dzięki, od dawna czaiłam się na tę książkę, ale Twój wpis mnie przekonał 🙂

Bartek Popiel
3 lat temu
Reply to  Paulina

Proszę uprzejmie 😀 Niech wskazówki tam zawarte służą Ci jak najlepiej.